czwartek, 30 kwietnia 2020

Zapisek 115.
czas zarazy - dzień 46


Robert dziś rano, zanim jeszcze otworzył oczy, wymruczał: nie słychać samochodów, tylko ptaszki śpiewają, trochę jak na Bonaire... Zaczyna nam już poważnie doskwierać to uziemienie, skoro w półśnie nawet dziecko tęsknie wspomina dawne wojaże. Dobrze, że mamy chociaż co wspominać :)
Tymczasem jutro 1 maja i chyba pierwszy raz spędzimy majówkę w domu. Na dodatek ma padać, więc nawet rowery i park stoją pod znakiem zapytania. No nic, weekendy w domu mamy na szczęście od pewnego czasu opanowane do perfekcji.
Z aktualności, to w dalszym ciągu nic nie wiemy w temacie szkoły. Pandemia w Chorwacji zdecydowanie odpuszcza, krzywa zachorowań mocno dół. Na mieście coraz więcej ludzi, większość bez masek. Masek jest za to dużo w sklepach, podobnie jak płynów do dezynfekcji, więc dziś wreszcie kupiłam profesjonalny odkażacz i bez żalu pozbyłam się naszego gorzelnianego śmierdziela. Podjarana nowym nabytkiem zaczęłam nawet znowu dezynfekować wszystkie zakupy. Wypad do miasta uprzyjemniły pogaduszki z koleżanką. W kiosku jest automat z kawą, można sobie kupić na wynos i przysiąść na pobliskim skwerku. czego chcieć więcej!
Ostatnio co i rusz odwiedzają nas ludzie z agencji nieruchomości. Właściciele mieszkania, w związku z naszym rychłym (teoretycznie) wyjazdem, wystawili je już chyba na wynajem i ciągle przychodzą agenci, żeby obfotografować wnętrza. Najpierw wpadli bez zapowiedzi, ale teraz właścicielka informuje nas o sesji z dużym wyprzedzeniem, co odbieram jako delikatną sugestię, żeby trochę ogarnąć ten bajzel. Czyżby nasze naturalne otoczenie nie było zbyt atrakcyjne marketingowo? Ale ponieważ ją lubię i mieszkanie też, to łaskawie zgadzam się na ten wymuszony retusz naszej sceny życia, zwany banalnie "sprzątaniem". 



a niektórzy się wylegują





środa, 29 kwietnia 2020

wtorek, 28 kwietnia 2020

Zapisek 113.
czas zarazy - dzień 44

Mieliśmy dziś wirtualne zebranie w szkole - rodzice z naszej klasy, dyrektor szkoły, dyrektor podstawówki i lekarka szkolna. Zastanawiają się, czy otworzyć szkołę dla młodszych dzieci od 11 maja. Zbierają opinie rodziców i przy okazji informują, jakby to wyglądało. Słabo, szczerze mówiąc. 
Po pierwsze, dzieciaki musiałyby zachować dystans 2m, więc najważniejszy powód, żeby wracać do szkoły - kontakt z kolegami - właściwie odpada. Jak tu grać w piłkę, bawić się w berka, szturchać  i przekomarzać? Nie mówiąc już o tym, jak zapanować nad dziećmi, zwłaszcza z przedszkola, żeby ten dystans naprawdę utrzymywały?Niewykonalne. Poza tym lekcje mogłyby się odbywać tylko w małych 5-osobowych grupach, co chwila dezynfekcja sali, mierzenie temperatury, zakaz wstępu rodziców na teren szkoły, noszenie maseczek... A wszystko raptem na ostatnie trzy tygodnie przed wakacjami. 
- I gdyby, nie daj Boże, ktoś się w międzyczasie rozchorował, to natychmiast zamykamy i obowiązkowa kwarantanna - dodał pan dyrektor, po czym rozkaszlał się gromko i rzęsiście. 
Po tych wyjaśnieniami zdałam sobie sprawę, że chyba skórka niewarta wyprawki (szkolnej). Choć ja akurat bardzo bym chciała, żeby Robi miał jeszcze okazję spotkać się z kolegami i nauczycielami, nim wyjedziemy z Chorwacji. Ale coraz bardziej w to wątpię. Większość rodziców dziś była przeciw, bo nauka w domu idzie całkiem ok, a powrót do szkoły uważają za niepotrzebne ryzyko. Zobaczymy, jakie będą ostateczne ustalenia. Jeszcze mamy wypełnić ankiety w tej sprawie, poza tym nie wiadomo, jakie decyzje podejmą szkoły chorwackie. W ogóle nic nie wiadomo: jaka będzie sytuacja po pierwszej fazie zwalniania obostrzeń, jaka po drugiej, a od tego głównie zależą kolejne kroki. Dziś nam też powiedziano, żebyśmy się przypadkiem nie łudzili z tym powrotem do normalności, bo teraz jest nowa normalność. I możliwe, że takiej szkoły, jaką znamy, już w ogóle nie będzie. Ani takiego życia...
Robi w każdym razie stwierdził, że jeżeli nie można grać w piłę z kumplami, to on do żadnej szkoły nie zamierza wracać. Bo i po co?   
A za jakieś dwadzieścia parę lat, te dzieci kształcone obecnie po domach przez znudzonych, otyłych alkoholików, będą nami rządzić. Nowa normalność.  



poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Zapisek 112.
czas zarazy - dzień 43

Dziś wielki dzień - Chorwacja otworzyła sklepy, oprócz galerii handlowych. Włodek wyfrunął do pracy, Decathlon przeżywał oblężenie klientów spragnionych nowych rowerów, przez centrum Zagrzebia przemaszerowały tłumy radosnych konsumentów. Pani na kasie w naszym sklepiku obsługiwała dziś buńczucznie bez maseczki. Ja na fali tej odwilży przestałam odkażać rumem każdy produkt przyniesiony ze sklepu. Umyłam za to okno (jedno, bez przesady z tym entuzjazmem) i zapisałam się do fryzjera!!!!! Salony otwierają się czwartego maja i na najbliższy miesiąc zostały raptem dwa wolne terminy. Teraz już tylko jeden:) 
Krzywa zachorowań spada, dziś u nas zaledwie dziewięć nowych przypadków. Na zewnątrz bujna wiosna, prawie lato. Za chwilę mają się otworzyć kawiarnie. 
Ach, idzie nowe! A właściwie wraca stare:)  
Cokolwiek, byle nie wirusy! 

prawie jak krzywa zachorowań ;) 

niedziela, 26 kwietnia 2020

Zapisek 111.
czas zarazy - dzień 42

Śniło mi się, że wyszło zarządzenie, iż wszystkie zwolnienia lekarskie mają być robione na drutach! 
Czas kończyć tę kwarantannę...

ps. Kolejny tytuł do kolekcji: W oparach absurdu (A.Słonimski, J.Tuwim) 


sobota, 25 kwietnia 2020

Zapisek 110.
czas zarazy - dzień 41

Jakiś czas temu pisałam, że kiedy nic się nie dzieje czas płynie szybciej. Mamy to przećwiczone podczas intensywnych podróży - wówczas wrażenia z dwóch tygodni potrafią się rozciągnąć na miesiąc albo i dłużej. Czyli czas zwalnia.  
Ostatnio natomiast niepokojąco przyspieszył. Coraz częściej dochodzą mnie skargi, że monotonne dni izolacji przelatują nie wiadomo kiedy i jak to możliwe, że dopiero był marzec, a już prawie maj. Czyli to nie tylko moje odczucia, ale - fakt najprawdziwszy:) 
Zaczęłam się nad tym zastanawiać, sięgając w czeluści swej wiedzy, wszechstronnej, acz skąpej. I doszłam do zaskakujących wniosków! Muszę się nimi podzielić, ponieważ mam wrażenie, że ocieram się o absolut (nie mylić z Absolutem), a przynajmniej o Nobla.  
Otóż nasze obecne doświadczenia, to przecież wypisz-wymaluj (i wylicz) teoria względności Einsteina!  
W skrócie: czas jest względny i upływa z rozmaitą prędkością, w zależności od tempa poruszania się przedmiotów w przestrzeni. Nie, żebym była mocna z fizyki albo rozumiała teorię względności, ale z tego co wiem i co wygooglałam, wynika jedno: im szybciej się poruszamy, tym czas płynie wolniej. Są na to różne wzory, doświadczenia z pociągami albo bliźniakami wystrzelonymi w kosmos - możecie sobie poszukać. Ale teraz mamy dowód tu i teraz: świat zwolnił, więc czas przyspieszył! Fanfary!! 
Rozwiązałam zagadkę, ewentualną nagrodą podzielę się z małżonkiem, bo to on pierwszy zwrócił mi uwagę na rozciągnięcie czasu podczas podróży. Będziemy jak małżeństwo Marii i Piotra Curie, ach!  
Niestety, wnioski nie są wesołe. Podczas kwarantanny starzejmy się szybciej. Rozwiązaniem może być szybkie bieganie w tę i z powrotem po mieszkaniu. Zaręczam, że czas zacznie się wam dłużyć...





piątek, 24 kwietnia 2020

Zapisek 109.
czas zarazy – dzień 40
Pandemia w Chorwacji odpuszcza, a przynajmniej tak uznali tutejsi włodarze i zaczęli luzować restrykcje. Od 27 kwietnia można otworzyć sklepy, z wyjątkiem centrów handlowych. Włodek się cieszy, bo tym samym od poniedziałku będzie działać część Decathlonów. Oczywiście przy zachowaniu najwymyślniejszych zasad bezpieczeństwa, ale jednak. Od czwartego maja mają ruszyć fryzjerzy i kosmetyczki, a od 11 maja może nawet szkoły – pierwsze cztery klasy. Co prawda jednocześnie jest zakaz skupisk większych niż 10 osób, więc nie wiem, jak te szkoły miałyby pracować, ale grunt, że coś się zaczyna dziać w temacie. Od 11 maja zapowiadane jest też otwarcie pozostałych sklepów, niektórych hoteli i kawiarni z tarasami, co brzmi niemal jak bajka. Zaczynamy wierzyć, że uda się pojechać nad morze. 
Tym samym strach przed wirusem odchodzi w coraz większy niebyt. Po ulicach widać, że ludzie zaczęli gromadniej wychodzić, maseczki coraz częściej smętnie zwisają zahaczone o ucho i generalnie panuje takie lekkie rozprzężenie. Oby nie spowodowało to kolejnej fali zakażeń, ale szczerze mówiąc, sama już w to nie wierzę.
Myślę, że wszyscy jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i zniechęceni tą sytuacją. W rozmowach ze znajomymi pobrzmiewa bunt i złość, dla większości zagrożenie jest coraz bardziej wyimaginowane i niewspółmierne do skali ograniczeń, które nam narzucono. My mimo wszystko wciąż głównie siedzimy w domu, z nikim się nie spotykamy, chyba że wirtualnie i grzecznie stosujemy do zasad. Czy to oznacza, że dajemy się łatwo manipulować? Albo jesteśmy cykorami? Jeśli chodzi o mnie, to  skłaniam się ku wersji, że po prostu jestem leniem, któremu dobrze z tym przymusowym wywczasem. Ale dla niepoznaki, jak ktoś zadzwoni, to oczywiście chętnie sobie ponarzekam ;)

ps. dziś bez wstrząsów 



widok z pozycji leżącej 


czwartek, 23 kwietnia 2020

Zapisek 108.
czas zarazy - dzień 39

Jest takie nowe przysłowie: Kiedy cię znuży temat pandemii - znak, że będzie trzęsienie ziemi. 
Dziś przed południem znowu nami zatrzęsło. Tak całkiem porządnie i dość długo (czyli ze 3-4 sekundy). Jakby Ziemia chciała nam przypomnieć, że to strefa sejsmiczna i trzeba być cały czas w gotowości. Albo jakby się otrząsała po wczorajszych obchodach Dnia Ziemi. „Te kilka postów na fb i pokazowe zbieranie śmieci w parku, to ma być wszystko, co chcecie dla mnie zdobić? Paradne!” - prychnęła Ziemia wzdrygając się z niesmakiem, co sejsmografy odnotowały jako 3,5 w w skali Richtera.  
Miałam wrażenie, że było trochę mocniej. Znajomi obstawiali nawet 4. Takie zakłady w czasach zarazy z nudów sobie robimy. Wrażenie znowu było niezbyt miłe, ale raczej się nie przestraszyliśmy, a bardziej podekscytowaliśmy, że znowu coś się dzieje w tej monotonii. Potrzęsło, na chwilę zamarliśmy, otworzyliśmy drzwi na balkon, po czym każdy wrócił do swoich zajęć: lekcji, pracy, smażenia kotletów. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. 

dobre na stres 




środa, 22 kwietnia 2020

Zapisek 107.
czas zarazy - dzień 38 

Komp nie działa, serwis też nie. Na szczęście mamy jakiś stary laptop, który daje radę z lekcjami online. Czyli nic ciekawego. Poszłam z Robim na rolki. Ot i taka pasjonująca środa (środa? chyba środa...)


nie mogłam się zdecydować, które wybrać 

wtorek, 21 kwietnia 2020

Zapisek 106.
czas zarazy - dzień 37

Dziś oddaję głos Robiemu, bo jakoś mnie poruszył jeden z jego wpisów w zeszycie. Mieli napisać, za czym tęsknią. Pozwolę sobie na luźne tłumaczenie, bo rozczytanie mojego syna do łatwych nie należy. Pisze, że tęskni za przyjaciółmi, a potem: 
„Ostatnia duża rzecz za którą tęsknię, to gra w piłkę. Wcześniej grałem bardzo dużo codziennie, a teraz gram tylko z tatą w korytarzu. To zawsze coś, ale wolałbym wrócić do normalnych treningów.” 
Ten korytarz zabrzmiał tak żałośnie... Aż poczułam dramat wszystkich dzieci uwięzionych w domach wraz z ich buzującą energią.  
Kolejna słaba  wiadomość jest taka, że zepsuł nam się komputer (czyżby wirus?). Nie wiem, jak Robi będzie robił lekcje, a ja - pisała bloga. Na telefonie jest niewygodnie. Został nam już tylko korytarz...










poniedziałek, 20 kwietnia 2020


Zapisek 105.
czas zarazy – dzień 36

W Chorwacji dziś raptem 10 nowych przypadków, co daje w sumie 1881 chorych. W Polsce wczoraj był szczyt, ok. 550 nowych, a dziś już mniej, bo „tylko” 306. Łączna liczba zakażonych, to 9593. Generalnie na świecie zachorowalność powoli maleje, rośnie za to liczba teorii spiskowych. Co i rusz natykam się na rożne rewelacje próbujące tłumaczyć, co się dzieje. Czasem budzą śmiech, ale coraz częściej wydają się być całkiem sensownym wyjaśnieniem tego całego cyrku, zwłaszcza w zestawieniu z mętnym przekazem oficjalnych mediów. Obserwując poczynania rządów i fatalistyczne prognozy na przyszłość, właściwie nietrudno uwierzyć, że koronawirus, to tajny plan ZUS, zmowa banków, spisek koncernów farmaceutycznych i chęć przejęcia całkowitej kontroli nad ludzkością za pomocą TikToka. Przez kogo? A czy to ważne…
Czasem teorie są sprzeczne, ale to tylko wzmaga poczucie dezorientacji i zagubienia, na czym z pewnością zależy tym tajemniczym knującym bytom. Z jednej strony czytam, że ukrywa się faktyczną liczbę zgonów w wyniku koronawirusa, przypisując je chorobom towarzyszącym. Zaraz obok ktoś udowadnia, że śmiertelność jest celowo zawyżana („zwykłe” zgony przypisuje się wirusowi!), żeby potęgować strach, kryzys i kontrolę.
Nie wydaje wam się czasem, że tego wirusa w ogóle nie ma? A jeśli nawet jest, to głównie atakuje nie płuca, ale mózgi. Ja u siebie (i innych) obserwuję już od pewnego czasu objawy choroby dwubiegunowej: albo mam głupawkę, sypię koronażartami i brawurowo wychodzę do śmietnika BEZ MASECZKI albo wpadam w doła, wieszczę koniec świata i podejrzewam, że zmutowany wirus może się rozprzestrzeniać nawet przez telefon!  
***
Dla odprężenia, trochę nowych propozycji do mojej „tytularnej” kolekcji. Dzięki wszystkim za pomysły! I bawmy się dalej😊

Zemsta nietoperza
Nikt nic nie wie (czeski film, co ma dodatkowy wydźwięk)
Przekroczyć próg nadziei
Dzień świstaka
Delikatesy
Zniewolony umysł
Niedziela, która zdarzyła się w środę
Zrób sobie raj
Kapuściński: nie ogarniam świata
Koniec historii




niedziela, 19 kwietnia 2020


Zapisek 104.
czas zarazy – dzień 35

Pora na małą aktualizację, co u nas. Chorwackie władze się w końcu wypowiedziały, co do dalszych restrykcji i wygląda, to tak:
- granice zamknięte do 18 maja
- zakaz przemieszczania ludności między województwami
- wszystko zamknięte (oprócz spożywczaków i aptek), szkoły też, do 4 maja.
Na razie, ale obawiam się, że mogą to jeszcze przeciągnąć. Wszyscy w Chorwacji się modlą o otwarcie granic i wskrzeszenie turystyki, bo to przecież podstawa gospodarki. Inne kraje marzą z kolei o wakacjach nad Adriatykiem i już kombinują, jakby obejść ewentualne zakazy. Pojawiają się pomysły na jakieś korytarze powietrzne i drogowe dla zdrowych turystów, gdyby normalny ruch wciąż był ograniczony. My czekamy, aż pozwolą się przemieszczać w obrębie kraju. Majówka już nam przepada, ale może choć w czerwcu udałoby się pojechać nad morze. Robi ma zakończenie roku wcześniej, już 10 czerwca, bo w związku z tą całą sytuacją zrezygnowano z tygodnia ferii po Wielkanocy. Tak więc skrycie i nieśmiało marzymy o jakimś czerwcowym wypadzie. Mógłby to być bezprecedensowy moment w lecie, kiedy bylibyśmy jedynymi (no prawie) Polakami na chorwackim wybrzeżu.
A tymczasem minął kolejny weekend w domu. Nie, żebyśmy się nudzili, ale rodzaj aktywności daje coraz bardziej do myślenia. Ja robię na drutach jak maszyna (albo jak jaskółki -haha). Skończyłam już jeden sweter (bez rękawów co prawda) i robię nową bluzkę (z braku włóczki musiałam spruć starą robótkę). To nie jest normalne, bo wcześniej nie lubiłam tego dziergania. Z kolei Włodek z Robim dziś, z własnej i nieprzymuszonej woli, dokładnie wysprzątali cały pokój Roberta. Nie wiem, czy panowie aż tak się zaangażowali, czy też po prostu był tam wyjątkowy syf, w każdym razie spalili odkurzacz. Ale to drobiazg, bo pokój aż lśni!









sobota, 18 kwietnia 2020


Zapisek 103.
czas zarazy – dzień 34

Wymyśliłam sobie taką zabawę w wyszukiwanie tytułów (książek, filmów, seriali), które kojarzą się z obecną sytuacją. Chodzi tylko o sam tytuł, treść dzieła się nie liczy.
Dziś wrzuciłam to na fejsa i wielu znajomych się wciągnęło, podrzucając świetne tytuły.  Jak macie jakieś pomysły, to dodajcie do mojej kolekcji proszę! W komentarzach albo mailach😊


Angielski pacjent
Armageddon 
Batman
Boska komedia
Brzemię rzeczy utraconych
Chinatown
Ciężkie czasy
Czas apokalipsy 
Czekając na Godota
Człowiek w żelaznej masce 
Cztery pokoje 
Dzień świra 
Dziewięć i pół tygodnia 
Dżuma
Epidemia strachu
Faceci w czerni
Godziny
Gorączka sobotniej nocy 
Historie kuchenne
Inny świat
Kacza zupa
Kobieta za ladą
Kobiety na skraju załamania nerwowego 
Koniec gry
Kontrolerzy
Kuchnia pełna cudów
Mała apokalipsa
Miłość w czasach zarazy
Na zachodzie bez zmian 
Nawiedzony dom
Nędznicy 
Niekończąca się opowieść 
Nieznośna lekkość bytu
Noce i dnie 
Okno na podwórze  
Opowieści o zwyczajnym szaleństwie
Ostry dyżur
Pełna chata 
Pociągi pod specjalnym nadzorem
Poczucie kresu
Pod jednym dachem
Podróż do kresu nocy
Pokój z widokiem 
Pół żartem, pół serio 
Przenicowany Świat
Requiem dla snu 
Sami swoi 
Samotność w sieci  
Stąd do wieczności
Sto lat samotności 
Stranger things 
Straszne skutki awarii telewizora
Szpital przemienienia
Śmierć w Wenecji 
Śniadanie mistrzów
Śpiąca królewna 
Świat według Kiepskich
Tajemniczy ogród 
Te wspaniałe bąbelki w tych pulsujących limfocytach
Teoria chaosu
The Crown 
To nie jest kraj dla starych ludzi 
Ulice strachu
Uśpieni 
W 80 dni dookoła świata
W doborowym towarzystwie
W poszukiwaniu straconego czasu
Wielkie żarcie 
Wojna domowa
Wojna i pokój 
Wojny urojone
Za zamkniętymi drzwiami 
Zły


I na koniec klasyk mojego Taty (choć nie wiem, czego to jest tytuł), który pasuje wręcz idealnie, czyli: „Podróż Pierdołka dookoła stołka”!

leniwa sobota 




piątek, 17 kwietnia 2020


Zapisek 102.
czas zarazy – dzień 33

Rozmawiałam dziś z koleżanką, której córka w tym roku ma maturę. Przygotowywała się do matury międzynarodowej (IB), która została odwołana i dzieciaki będą przyjmowane na studia według dotychczasowych wyników (pisałam o tym jakiś czas temu). Ta dziewczynka jest bardzo ambitna, całe liceum ciężko pracowała by ubiegać się o indeks najlepszych uczelni w Wielkiej Brytanii i nawet z kilku dostała już pozytywną odpowiedź. Ale teraz jej rodzice zwyczajnie boją się ją wysłać na studia za granicą. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale jak sobie przemyślałam sprawę, to chyba też bym była pełna obaw. Nawet jeśli otworzą w końcu granice, to przecież ciągle podróżowanie może być utrudnione, wymagać odbywania kwarantanny, jesienią cała sytuacja z pandemią może się powtórzyć. Odwiedziny w domu nie będą takie proste i oczywiste. A druga sprawa, to nastawienie do cudzoziemców. W wielu krajach, z tego co słyszę, ludzie zaczynają wrogo patrzeć na obcokrajowców, jako roznosicieli zarazy. W Polsce pewnym Anglikom odmówiono obsłużenia w sklepie. Tutaj zwyzywano moją koleżankę Włoszkę.  Znajome Azjatki bały się podróżować (kiedy jeszcze było można). Nadchodzi kryzys, czasy są niepewne, zaczynają się podziały na swoich i obcych… Coś wam to przypomina?
Nie chciałabym, żeby znowu pojawiły się granice, różnice i pretensje. Byśmy przestali być obywatelami świata o nieograniczonych możliwościach, a w zamian musieli zamknąć się w obwarowanych narodowych twierdzach. Oby to nie były kolejne efekty uboczne i powikłania w wyniku covid-19.


gdybyście zastanawiali się, jakie kolory obowiązują tej wiosny :) 

czwartek, 16 kwietnia 2020


Zapisek 101.
Czas zarazy – dzień 32

U nas wróciło słońce, więc zaczęliśmy trochę wyglądać z naszej nory na zewnątrz. Wczoraj wzięłam Roba na rolki po dzielnicy, pustej zupełnie. Dziś zapuściłam się na Dolac po rybę. Przy okazji spotkałam koleżankę i trochę pogadałyśmy, zachowując dystans. Wydarzenie towarzyskie ostatnich tygodni!
Dolac wygląda bardzo smętnie. Dużo policji wokół. Na hali z rybami raptem kilka czynnych stanowisk, ale udało mi się dostać dorodną doradę z Adriatyku. Plac targowy jest ogrodzony barierkami, w środku zaledwie kilka zadaszonych budek z warzywami i owocami, przy wejściu strażnik z płynem odkażającym. A nad całością górują okaleczone wieże katedry i dźwigi budowlane. Południowa wieża się odłamała podczas trzęsienia, północna - jak się okazało - też ucierpiała i grozi zawaleniem, więc trzeba ją zburzyć. Dziś właśnie zaczęli prace. Apokaliptycznie to wyglądało.
Po południu zaś dostałam przykrą wiadomość, że żona mojego brata-lekarza z Hiszpanii wylądowała w szpitalu z zapaleniem płuc i ma koronawirusa. Na pewno wszystko będzie dobrze, ale jednak się martwimy. Poza tym nagle dotarło do nas, jak bliskie i realne jest to zagrożenie. Ech…

bazarek na Dolcu 


środa, 15 kwietnia 2020


Zapisek 100!
czas zarazy – dzień 31

Juhuuu, setny wpis! Świętujmy! Szkoda, że wszystko co najlepsze już wypiliśmy. 
Pamiętam, jak w okolicach lutego martwiłam się, że nie dojadę tym blogiem do setki. Bo o czym tu pisać? Że byłam na Dolcu, potem z koleżanką na kawie, że znowu przegrałam w tenisa, Robi się bawił z kolegami, byliśmy w restauracji, w weekend szykuje się piknik, albo impreza? Ależ to banalne.
A tu proszę - w czasach zarazy wena mnie nie opuszcza. Stówa machnięta, a końca nie widać ;) Wspominałam już, że moje życzenia zawsze się spełniają, tylko czasami w dość osobliwy sposób? Pamiętajcie: ostrożnie z marzeniami! 
Jaki z tego morał? Im nudniej, tym ciekawiej? Może raczej im trudniej?
Gdyby ten nędzny blog był metaforą żywota (równie wszak nędznego), to mógłby całkiem wiarygodnie dowieść starej prawdy, że trudności nas wzbogacają i uskrzydlają. Blog o zacięciu (bądź co bądź) podróżniczym i przymusowa izolacja w domu - to się przecież wyklucza. Tymczasem, jakby dostał nowe życie!
Kiedyś wciąż gdzieś lataliśmy, miałam tysiące zdjęć i z trudem produkowałam tu jednego posta na miesiąc. Teraz - sami wiecie ;) Okazuje się, że nie podróże dookoła świata, ale domowa kwarantanna może być przygodą życia.
Brnąc dalej w metafory i biorąc bloga na świadka, wszystko wskazuje na to, że światowy kryzys, który nadciąga, przyniesie jakieś dobre zmiany i wyniesie nas na nowej, nieoczekiwanej fali. Może pandemia jest po to, żeby nas wzmocnić, wirus by uodpornić?
Jak głosi ludowa mądrość: gdy dostajesz kopa, to lecisz do przodu - i to się zawsze spełnia, niczym moje lekkomyślne życzenia :)



wtorek, 14 kwietnia 2020


Zapisek 99.
czas zarazy – dzień 30

Święta, święta i po świętach (cytując niezawodną ciocię Anię, która robiła najlepsze święta ever). W tym roku ciężko odróżnić „po świętach” w strumieniu jednakowości, ale pogoda przyszła nam w sukurs. Obudził nas śnieg z deszczem, potem już padał sam śnieg. Po kilku dniach prawdziwego lata jest to rzeczywiście odmiana i wszyscy zajarzyliśmy, że laba na tarasie się skończyła. Czas wracać do obowiązków na kanapie. I nikogo nawet nie korci, żeby wyjść na zewnątrz.
Swoją drogą zdumiewająca jest ta schizofrenia, która nas wszystkich powoli ogarnia. Z jednej strony apele i nawoływania do pozostania w domu, z drugiej - bunt i rewolucja, kiedy nam zamkną park albo zakażą biegania (którego większość i tak nienawidzi). Wiem, trochę to spłycam. Co innego, kiedy sami w bohaterskim zrywie zdecydujemy się leżeć cały dzień w łóżku, a co innego, kiedy rząd (którego nikt nie lubi) zabroni wyjść na spacer. To jest zamach na wolność i nadużywanie kontroli. Odnoszę jednak wrażenie, że wszyscy już zaczynamy mieć objawy zbiorowej histerii.
Tymczasem czekamy na jakieś wieści od tutejszych decydentów. Na razie wszystko jest zblokowane do 19 kwietnia, a co dalej? We Francji przedłużono restrykcje do 11 maja. Inne mniejsze kraje (typu Austria czy Czechy) przebąkują coś o poluzowaniu obostrzeń i powrocie do normalności. Liczba zachorowań tak jakby spada, patrząc na Włochy i Hiszpanię. Ale USA i Anglia szczyt mają ponoć ciągle przed sobą. Polska chyb też. Chorwacja – nie wiadomo. Co się jednak stanie, gdy wypuszczą ludzi z klatek? Kto odważy się pierwszy otworzyć szkoły? Albo granice? Czy ten wirus w ogóle kiedyś zniknie, czy raczej będziemy musieli nauczyć się z nim żyć? W maskach, bez uścisków, odizolowani i sparaliżowani jakimś irracjonalnym strachem, bo przecież – umówmy się – są gorsze nieszczęścia i choroby niż koronawirus.
Podświadomie czekaliśmy, że „po świętach” coś się zmieni. Ale najwyraźniej trzeba czekać dalej.

ps. Właśnie przyszło info ze szkoły, że wirtualne lekcje zostają przedłużone do końca kwietnia. Tak więc: byle do majówki!  





poniedziałek, 13 kwietnia 2020


Zapisek 98.
czas zarazy – dzień 29

Wielkanoc, zwana też w niektórych rejonach Wielkąwyżerką, mija nam tradycyjnie, tzn. przy stole. Doprawdy nie wiem, po co były te lamenty, że to będą inne święta, że izolacja, że nie można się odwiedzać, wychodzić, spotykać… A tak szczerze: źle wam? Nie ma gości - nie trzeba sprzątać, ani się stroić, w wersji pro można nawet nie myć włosów, a przy video życzeniach udawać problemy z kamerką. Wszystkie smakołyki dla nas, a jednocześnie nie ma presji, żeby wreszcie wstać od tego stołu i się przejść. Bo co najwyżej można się przejść na kanapę albo na leżak. Wczoraj zrobiłam tyle takich rundek, zahaczając jeszcze po drodze o lodówkę, że autentycznie wieczorem bolały mnie nogi! Nie trzeba chodzić z wizytą, ani do kościoła, ani nawet do pracy po świętach. Przypuszczam, że mogą pojawić się wnioski o wprowadzanie kwarantanny co roku, na Gwiazdkę i na Wielkanoc – to przecież sezony grypowe, a zdrowie najważniejsze! Pamiętajcie o tym, przy kolejnym kawałku serniczka, którym z nikim nie musicie się dzielić ;)

ps. Na nieznającą sprzeciwu prośbę rodziny muszę dodać, że dyngusowej tradycji też stało się zadość i z samego rana byłam potężnie zlana. Ha ha ha, bardzo śmieszne... ;P 

rozkwitły nam w sam raz na Wielkanoc