czwartek, 24 października 2019


Zapisek 59.

Wielkimi krokami skrada się największe i najbardziej wyczekiwane święto Ameryki, czyli Halloween oczywiście. Przynajmniej na przykładzie naszej amerykańskiej szkoły śmiało wysnuwam teorię, że to jest najważniejszy dzień dla tego kraju. Święto Dziękczynienia niech się schowa. U nas w szkole Halloween odbędzie się z wyprzedzeniem, już 25 października, bo potem mamy ferie. Impreza nawet nie będzie w szkole, tylko w Ambasadzie Amerykańskiej i od dobrych kilku tygodni wszyscy się już do niej szykują. W szkole tylko takie małe „biforki” w poszczególnych klasach, w przygotowanie których byłam zresztą mocno zaangażowana (funkcja room parent zobowiązuje).
Robert w każdym razie na Halloween ma wywalone i na żadną imprezę nie idzie, jako że wszelkie przebieranki są poniżej jego godności. Jakby nawet chciał, to i tak by nie mógł, bo wyjeżdżamy. Ale pozostając w temacie i w kręgu naszej tradycji 1-listopadowej, wrzucam trochę zdjęć z Mirogoja – czyli zagrzebskiego cmentarza, jednego z najpiękniejszych jakie widziałam! Szczególnie jesienią warto się tam wybrać na spacer.













a to już pod domem




środa, 16 października 2019


Zapisek 58.

Niedawno (8 października) Chorwacja świętowała Dzień Niepodległości, co się złożyło na 4-dniowy weekend. Nadarzyła się więc idealna okazja, żeby odwiedzić mojego brata we Francji, a częściowo właściwie w Szwajcarii. Piotrek pracuje w CERNie, co było dodatkową motywacją, bo któż nie chciałby się otrzeć o legendarny Zderzacz i zobaczyć miejsce, gdzie naukowcy próbują uchylić rąbka tajemnic wszechświata? I mój braciszek jest wśród nich! (naukowców, nie tajemnic…😉) Pokazał nam to i owo, zaprowadził w tajne zakamarki CERNu, poopowiadał. Naprawdę byliśmy pod wrażeniem! Choć uczciwie muszę przyznać, że sam CERN jako obiekt, to takiego znów wrażenia nie robi – ot, kompleks podstarzałych budynków, trochę jak magazyny, trochę jak jakieś zapomniane archiwa. No ale cała magia dzieje się pod ziemią, gdzie zwykli śmiertelnicy nie mają wstępu. Piotrek pracuje przy detektorze ALICE i zwiózł nas kilka pięter w dół, żebyśmy mogli zajrzeć w trzewia tego eksperymentu. Detektor jest właśnie udoskonalany, nie pracuje (zresztą, jak cały Zderzacz), wiec można sobie popatrzeć. W życiu nie widziałam takiego kłębowiska kabli i serdecznie im współczuję, jak któryś się przepali czy trafi nie w tę wtyczkę – znalezienie usterki zajmie pewnie tyle, co poszukiwania bozonu Higgsa😉
Oprócz powtórki z fizyki kwantowej, mieliśmy jednak przede wszystkim cudny rodzinny weekend. Zosia uwieczniła to na przepięknych zdjęciach, które wklejam tu z przyjemnością. Dziękujemy! :*
ps. Aha, i czekamy na Nobla z fizyki dla mojego brata! O ile mu się te kable nie poplączą, to jest to więcej niż pewne!   































dziadek Andrzej w podkoszulku?


 mara patagońska,
ale czyż to nie jest raczej skrzyżowanie sarny z zającem?