czwartek, 30 kwietnia 2020

Zapisek 115.
czas zarazy - dzień 46


Robert dziś rano, zanim jeszcze otworzył oczy, wymruczał: nie słychać samochodów, tylko ptaszki śpiewają, trochę jak na Bonaire... Zaczyna nam już poważnie doskwierać to uziemienie, skoro w półśnie nawet dziecko tęsknie wspomina dawne wojaże. Dobrze, że mamy chociaż co wspominać :)
Tymczasem jutro 1 maja i chyba pierwszy raz spędzimy majówkę w domu. Na dodatek ma padać, więc nawet rowery i park stoją pod znakiem zapytania. No nic, weekendy w domu mamy na szczęście od pewnego czasu opanowane do perfekcji.
Z aktualności, to w dalszym ciągu nic nie wiemy w temacie szkoły. Pandemia w Chorwacji zdecydowanie odpuszcza, krzywa zachorowań mocno dół. Na mieście coraz więcej ludzi, większość bez masek. Masek jest za to dużo w sklepach, podobnie jak płynów do dezynfekcji, więc dziś wreszcie kupiłam profesjonalny odkażacz i bez żalu pozbyłam się naszego gorzelnianego śmierdziela. Podjarana nowym nabytkiem zaczęłam nawet znowu dezynfekować wszystkie zakupy. Wypad do miasta uprzyjemniły pogaduszki z koleżanką. W kiosku jest automat z kawą, można sobie kupić na wynos i przysiąść na pobliskim skwerku. czego chcieć więcej!
Ostatnio co i rusz odwiedzają nas ludzie z agencji nieruchomości. Właściciele mieszkania, w związku z naszym rychłym (teoretycznie) wyjazdem, wystawili je już chyba na wynajem i ciągle przychodzą agenci, żeby obfotografować wnętrza. Najpierw wpadli bez zapowiedzi, ale teraz właścicielka informuje nas o sesji z dużym wyprzedzeniem, co odbieram jako delikatną sugestię, żeby trochę ogarnąć ten bajzel. Czyżby nasze naturalne otoczenie nie było zbyt atrakcyjne marketingowo? Ale ponieważ ją lubię i mieszkanie też, to łaskawie zgadzam się na ten wymuszony retusz naszej sceny życia, zwany banalnie "sprzątaniem". 



a niektórzy się wylegują





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz