Zapisek
12.
W grudniu w świąteczny nastrój wkręcamy się z każdym dniem
coraz bardziej, a skutecznie pomagają w tym wszelkie szkolne imprezy. Ostatniego
dnia szkoły, przed świątecznymi feriami, odbył się bożonarodzeniowy koncert.
Każda klasa – od najmłodszych 3-latków aż po licealistów – przygotowała piosenkę
(lub kilka), do których dobrane zostały odpowiednie kostiumy, a całość często
wzbogacał efektowny układ choreograficzny. Klasa Roberta została podzielona na
Anioły i Kowbojów, przy czym Anioły miały jeszcze instrumenty muzyczne. Syn
nasz – jako że aniołkiem z pewnością nie jest – nie musiał się więc specjalnie
wysilać i koszula w kratę załatwiła sprawę świątecznego stroju. Robi występował
jeszcze w grupie dzieci uczących się francuskiego, śpiewając coś o poszczególnych
dniach Świąt. Tytułów piosenek niestety nie udało mi się uzyskać.
Cały koncert, choć trwał
prawie dwie godziny, był naprawdę świetny. Niektóre – głównie starsze dzieci –
zaśpiewały przepięknie! Młodsze przedszkolaki były zaś słodkie i strasznie
śmieszne, tak więc licznie przybyli rodzice, dziadkowie, krewni i znajomi mieli
znakomitą zabawę. Przez chwilę z rozrzewnieniem wspominałam jednak ubiegłoroczny
Christmas Show w Tajlandii. Wtedy, po części oficjalnej, dzieciaki, nauczyciele i
rodzice jeszcze przez jakiś czas bawili się i gadali wspólnie na podwórku, nim
każdy ruszył pakować walizki do domu. Tym razem wszyscy szybko poubierali czapki
i szaliki, w biegu rzucając „Merry Christmas” i prędko kierując się do ciepłych
samochodów. Święta w tropikach mają jednak swój urok 😊
A propos życzeń, to szkoła
amerykańska jest tak political correctness, że w żadnym mailu od nauczycieli
czy dyrektora, wysyłanym teraz przed przerwą świąteczną, nie pojawiło się Merry
Christmas. Jedynie życzenia miłego spędzenia wolnego czasu i szczęśliwego
nowego roku, co by nikogo przypadkiem nie urazić… Choć na prezenty pod choinką od
św. Mikołaja czekają chyba wszyscy 😉
Bardzo tradycyjnie i po
chrześcijańsku fetowano natomiast tydzień temu w polskiej szkole, gdzie dzieci
przygotowały jasełka dla rodziców. Robi miał ambitną rolę dziecka nr 4, które
składa Jezuskowi serce w darze. Były kolędy, akcenty góralskie, a na koniec
przybył jeszcze Św. Mikołaj z prezentami i diabeł z rózgami (ale tylko dla
nauczycieli na szczęście) i ogólnie było miło i swojsko.
Poniżej zdjęcia Roba na deskach
scen, większość w wykonaniu mojej serdecznej koleżanki Agnieszki, której się chce
dźwigać duży porządny aparat 😊
A my tymczasem przesiąknięci świątecznym
nastrojem zmierzamy do Warszawy. Sretan Božić svakome!