Zapisek 76.
czas zarazy – dzień 7
Kiedy zaczynasz się już trochę nudzić na kwarantannie, a akcja twojej opowieści
wyraźnie zwalnia, potrzebny jest jakiś spektakularny wstrząs. No więc dziś
obudziło nas trzęsienie ziemi.
Co za potworne uczucie, kiedy cały dom się trzęsie, a ty nie wiesz o co chodzi.
Około 6.20 poderwaliśmy się z łóżka, bo zaczęło się nagle ruszać, ściany też,
jakby ktoś potrząsał naszym mieszkaniem. I jeszcze wokół słychać było taki złowróżbny pomruk,
warkot. Ja w panice trzymałam lustro. Mamy takie wielkie, oparte o ścianę, a jakby się rozbiło, to wiecie – siedem lat nieszczęścia😉 Robi na szczęście zachował spokój, zero paniki,
dzielny chłopak!
To trwało jakieś kilkanaście sekund, choć mi się wydaje, że co najmniej
minutę. W przebłysku świadomości pomyślałam, że to chyba trzęsienie ziemi, a
zaraz potem – nie, niemożliwe, przecież jest już pandemia, to byłoby zbyt
absurdalne. Okazuje się, że wszystko jest możliwe. A scenariusz godny nędznego
filmu klasy B, jak najbardziej może się ziścić.
Ubraliśmy się migiem i wyszliśmy na zewnątrz. Trochę ludzi już było na
ulicy. Upewniliśmy się, że to nie sen i naprawdę doświadczyliśmy właśnie
trzęsienia ziemi. W samym środku pandemii. Gadaliśmy z sąsiadami, co chwila odskakując
od siebie, bo przecież trzeba trzymać dystans. Nasi amerykańscy sąsiedzi byli dość
wyluzowani, bo wcześniej mieszkali w Kalifornii i tam takie wstrząsy mieli co
chwila do śniadania. Powiedzieli też co robić: spakować dokumenty, ciepłe ciuchy,
wodę, jakieś ciastka i przeczekać na zewnątrz. Czasem, jak się wszystko wali,
to lepiej jednak nigdzie nie wybiegać. Należy stanąć np. w futrynie drzwi albo
schować się pod solidnym biurkiem. Jestem już teraz specjalistką. My przesiedzieliśmy
cały ranek głównie w aucie, bo było zimno. Do wczoraj mieliśmy jeszcze lato; dziś,
jak wybiegaliśmy z domu, prószył lekki śnieg. Jak się wali (nomen omen), to po
całości.
Potem było jeszcze kilka wstrząsów, ale już słabszych. Ten pierwszy miał siłę
5,5 w skali Richtera, drugi coś ok. 5,0. Później już tylko takie kołysanie.
U niektórych znajomych wszystko pospadało z półek. U nas tylko trochę w łazience,
gdzie nie gdzie tynk się ukruszył ze ścian. Na szczęście mieszkamy na parterze,
częściowo w suterenie – w tych okolicznościach, to prawdziwe błogosławieństwo. Można
szybko uciec i na dole mniej trzęsie.
Najgorsza sytuacja jest w centrum miasta – stare kamienice się zaczęły walić,
odpadł czubek katedralnej wieży. Ostatnie większe trzęsienie ziemi było w
Zagrzebiu ponad 140 lat temu, w 1880 r. Wtedy też ucierpiała katedra, do dziś ją
odbudowują. Okazuje się, że to syzyfowa praca.
Na ulicach pełno ludzi, więc o kwarantannie można zapomnieć. Od dziś nie
działa transport publiczny, a sklepy spożywcze mają skrócone godziny, ale teraz
w obliczu nowego kataklizmu wszystko stanie na głowie. W naszym osiedlowym
sklepiku np. wszystko pospadało z półek, potłukło się.
Najgorzej w szpitalach, które musiały ewakuować pacjentów. Zimno,
korona wirus i groźba zawalenia.
Wróciliśmy do domu jakoś po 11.00, ale ludzie w centrum czekali na zewnątrz
chyba do 15.00. Przypomnę, że kawiarnie i knajpy nie działają.
Rano jeszcze pojechaliśmy zatankować. W życiu nie widziałam tu takich kolejek po
benzynę. Nie wiem czemu ludzie rzucili się na paliwo. Żeby w razie czego uciec
jak najdalej? My mieliśmy już rezerwę, a perspektywa kilku godzin w aucie przy
zapalonym silniku, żeby było cieplej, wymaga zapasu paliwa. Może inni wyszli z
tego samego założenia? Może zamkną stacje?
Od czasu tych rannych wstrząsów jest spokój. Ale w radio powiedzieli, że w
sumie to ciężko im cokolwiek przewidzieć. Nie wiem, jak dziś zasnę. W samochodzie
mamy spakowany plecak na wszelki wypadek.
Jeśli narzekacie, że z powodu pandemii trzeba siedzieć w domu, to pamiętajcie,
że zawsze może jeszcze być trzęsienie ziemi. I dom się może zawalić. A jeśli nawet
nie, to siedzenie już nigdy nie będzie takie beztroskie, spokojne i nudne…
zdjęcia z netu