Zapisek 99.
czas zarazy – dzień 30
Święta, święta i po świętach (cytując niezawodną
ciocię Anię, która robiła najlepsze święta ever). W tym roku ciężko odróżnić
„po świętach” w strumieniu jednakowości, ale pogoda przyszła nam w sukurs.
Obudził nas śnieg z deszczem, potem już padał sam śnieg. Po kilku dniach
prawdziwego lata jest to rzeczywiście odmiana i wszyscy zajarzyliśmy, że laba
na tarasie się skończyła. Czas wracać do obowiązków na kanapie. I nikogo nawet nie
korci, żeby wyjść na zewnątrz.
Swoją drogą zdumiewająca jest ta schizofrenia,
która nas wszystkich powoli ogarnia. Z jednej strony apele i nawoływania do pozostania
w domu, z drugiej - bunt i rewolucja, kiedy nam zamkną park albo zakażą
biegania (którego większość i tak nienawidzi). Wiem, trochę to spłycam. Co
innego, kiedy sami w bohaterskim zrywie zdecydujemy się leżeć cały dzień w
łóżku, a co innego, kiedy rząd (którego nikt nie lubi) zabroni wyjść na spacer.
To jest zamach na wolność i nadużywanie kontroli. Odnoszę jednak wrażenie, że
wszyscy już zaczynamy mieć objawy zbiorowej histerii.
Tymczasem czekamy na jakieś wieści od tutejszych
decydentów. Na razie wszystko jest zblokowane do 19 kwietnia, a co dalej? We
Francji przedłużono restrykcje do 11 maja. Inne mniejsze kraje (typu Austria
czy Czechy) przebąkują coś o poluzowaniu obostrzeń i powrocie do normalności. Liczba
zachorowań tak jakby spada, patrząc na Włochy i Hiszpanię. Ale USA i Anglia
szczyt mają ponoć ciągle przed sobą. Polska chyb też. Chorwacja – nie wiadomo. Co
się jednak stanie, gdy wypuszczą ludzi z klatek? Kto odważy się pierwszy
otworzyć szkoły? Albo granice? Czy ten wirus w ogóle kiedyś zniknie, czy raczej
będziemy musieli nauczyć się z nim żyć? W maskach, bez uścisków, odizolowani i
sparaliżowani jakimś irracjonalnym strachem, bo przecież – umówmy się – są gorsze
nieszczęścia i choroby niż koronawirus.
Podświadomie czekaliśmy, że „po świętach” coś się
zmieni. Ale najwyraźniej trzeba czekać dalej.
ps. Właśnie przyszło info ze szkoły, że wirtualne
lekcje zostają przedłużone do końca kwietnia. Tak więc: byle do majówki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz