Zapisek 133.
Z niepokojem czekamy na wyniki.
Nie, nie wyborów
prezydenckich – na te czekamy z zadziwieniem. Jest mniej więcej 50/50% i moim
zdaniem powinni zatwierdzić dwóch prezydentów – naród by się wreszcie odprężył
i wszyscy bylibyśmy zadowoleni. Ale żarty na bok.
Czekamy na wynik covid testu, u koleżanki Włodka z
pracy. Bo jeśli będzie pozytywny, to trochę słabo... W piątek Włodek miał
pożegnalną imprezę i ona tam była. Co gorsza, i ja tam byłam! Co prawda nawet
nie wiem, która to dziewczyna, ale jednak.
Swoją drogą imprezka całkiem udana. Była
to trochę niespodzianka dla Włodka, bo zorganizowali mu ją w tajemnicy koledzy
z pracy. Ja również miałam być niespodzianką, zostałam zaproszona po kryjomu
przez jego szefa. Chyba zrobił to złośliwie, bo umówmy się – żona pojawiająca
się znienacka na imprezie, to nie jest wymarzony prezent;) Było z tym
trochę śmiechu, zamieszania i ściemniania, a w efekcie pojechaliśmy tam razem i tyle wyszło z niespodzianki. Małżonek mimo wszystko był szczęśliwy i wzruszony, bo
szczerze kocha swoją ekipę i smutno mu, że wyjeżdża. Dostał na pożegnanie tyle
prezentów, głównie w formie butelek różnistych, że naprawdę dobrze się stało,
iż mu towarzyszyłam. Przynajmniej część zabrałam do domu (kulturalnie wyszłam wcześniej), bo sam by
nie dał rady.
W tych ostatnich dniach dostajemy ciągle jakieś prezenty i to takie
pokaźnych rozmiarów, więc obawiam się, że bagażnik mojego fiata może tego w końcu nie dźwignąć. Robi na przykład dostał od swojego arabskiego przyjaciela Mohanny puchar Mistrzostw Świata w piłce nożnej, które odbędą się za dwa lata w Katarze – wygląda, jak prawdziwy, a przynajmniej tak sobie wyobrażam prawdziwy Puchar Świata. No i jest całkiem duży. Moje prezenty są na szczęście bardziej poręczne. Wczoraj dostałam
np. korale ręcznie robione przez moją
serdeczną koleżankę. Nie tylko sama je nawlekała, ale nawet koraliki były przez
nią własnoręcznie zrobione!! Wcześniej zaś dostałam "korale" z piłek od moich tenisowych współgraczy. Specjalnie zielone, bo od zawsze mieliśmy dyskusję, czy piłki do tenisa są żółte czy zielone :)) I jak tu bez żalu opuścić ten kraj?
Zresztą, czy go szybko opuścimy, to się jeszcze okaże. Impreza-niespodzianka zaskoczyła wszystkich, kiedy dwa dni później u jednej z uczestniczek
pojawiły się gorączka i kaszel. Dziewczyna ma zrobić test, a wszyscy, którzy
mieli z nią kontakt pracują dziś z domu. Tymczasem na piątek mam z Robim bilety
do Wawy. Miały być na czwartek, ale w dniu wyborów zdrożały trzykrotnie, więc
kupiliśmy dzień później. Zresztą i tak wciąż nie wiadomo, czy ten samolot
poleci. A teraz, czy poleci z nami, czy też zamiast w Warszawie wylądujemy na kwarantannie.
Nie jest łatwo wrócić do domu…
Wróćmy zatem jeszcze na chwilę do wczorajszych
wyborów. Muszę tu odnotować, że to były rekordowe wybory w Chorwacji. Kolejki
do konsulatu w Splicie wiły się przez pół miasta i wymagały nawet 6-7 godzin
stania! W Zagrzebiu było nieco mniej rodaków, ale i tak nikt tu chyba wcześniej
nie widział takich tłumów. My robiliśmy podejście trzy razy, żeby nie stać w
kolejce. Trochę współczuję tutejszej komisji wyborczej (większość, to moi
znajomi), bo mieli wczoraj sądny dzień. Choć zawsze mogło być gorzej – mogli być
w Splicie. Trzeba przyznać, że frekwencja godna podziwu. Tym bardziej, że alternatywą
dla tych wszystkich zacnych obywateli było beztroskie leżenie na plaży. Niestety,
ostateczne wyniki nie wynagrodzą im raczej tych poświęceń: w Chorwacji zdecydowanie
wygrał Trzaskowski, a w kraju – chyba jednak Duda. Ale może nie dodali jeszcze
głosów ze Splitu...
ps. Właśnie się dowiedziałam, że ta chora laska czuje się
już dobrze, a test zrobi sobie dopiero jutro, czyli co najmniej do pojutrza jesteśmy uziemieni. No żesz.., mogła w ogóle nie mówić, że czuje się źle!