sobota, 25 kwietnia 2020

Zapisek 110.
czas zarazy - dzień 41

Jakiś czas temu pisałam, że kiedy nic się nie dzieje czas płynie szybciej. Mamy to przećwiczone podczas intensywnych podróży - wówczas wrażenia z dwóch tygodni potrafią się rozciągnąć na miesiąc albo i dłużej. Czyli czas zwalnia.  
Ostatnio natomiast niepokojąco przyspieszył. Coraz częściej dochodzą mnie skargi, że monotonne dni izolacji przelatują nie wiadomo kiedy i jak to możliwe, że dopiero był marzec, a już prawie maj. Czyli to nie tylko moje odczucia, ale - fakt najprawdziwszy:) 
Zaczęłam się nad tym zastanawiać, sięgając w czeluści swej wiedzy, wszechstronnej, acz skąpej. I doszłam do zaskakujących wniosków! Muszę się nimi podzielić, ponieważ mam wrażenie, że ocieram się o absolut (nie mylić z Absolutem), a przynajmniej o Nobla.  
Otóż nasze obecne doświadczenia, to przecież wypisz-wymaluj (i wylicz) teoria względności Einsteina!  
W skrócie: czas jest względny i upływa z rozmaitą prędkością, w zależności od tempa poruszania się przedmiotów w przestrzeni. Nie, żebym była mocna z fizyki albo rozumiała teorię względności, ale z tego co wiem i co wygooglałam, wynika jedno: im szybciej się poruszamy, tym czas płynie wolniej. Są na to różne wzory, doświadczenia z pociągami albo bliźniakami wystrzelonymi w kosmos - możecie sobie poszukać. Ale teraz mamy dowód tu i teraz: świat zwolnił, więc czas przyspieszył! Fanfary!! 
Rozwiązałam zagadkę, ewentualną nagrodą podzielę się z małżonkiem, bo to on pierwszy zwrócił mi uwagę na rozciągnięcie czasu podczas podróży. Będziemy jak małżeństwo Marii i Piotra Curie, ach!  
Niestety, wnioski nie są wesołe. Podczas kwarantanny starzejmy się szybciej. Rozwiązaniem może być szybkie bieganie w tę i z powrotem po mieszkaniu. Zaręczam, że czas zacznie się wam dłużyć...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz