środa, 20 marca 2019


Zapisek 46.

Wiosna w Zagrzebiu kwitnie już pełną gębą od dobrych dwóch tygodni. Co nie przeszkodziło popadać śniegowi w wyższych partiach miasta, na wzgórzach koło Sljeme. Ale wiadomo – w marcu, jak w garncu. Poza tym jest pięknie i pachnąco, najbujniej kwitną magnolie, których jest tu zatrzęsienie! Mój pomysł na wiosnę, to rolki. Namówiłam też Estelle i śmigamy, kiedy tylko pogoda i czas pozwala. Poza tym wyjęliśmy rowery z piwnicy i w ubiegłą niedzielę przećwiczyliśmy trasę z domu na Jarun (to taki park), czyli jakieś 12 km w jedną stronę. Może nie dużo, ale zważywszy, że wiało cały czas w twarz, a na ostatnim odcinku do domu mamy prawie pionowe wzgórze, to trochę się zmęczyliśmy. Na Jarunie zaś zrobiliśmy sobie bardzo miły polsko-francuski piknik, czym niniejszym rozpoczęliśmy sezon na grillowanie i biesiadowanie pod chmurką!













Zapisek 45.

Trochę balujemy ostatnio, więc blog leży odłogiem (odblogiem?), ale już już uzupełniam! A propos bal, to na zakończenie karnawału była bardzo fajna impreza zorganizowana przez społeczność polską tutaj, dokładnie ludzi z polskiej szkoły i stowarzyszenia Kopernik. Był to bal w stylu moich ukochanych lat 20-tych, więc nie mogłam odpuścić. Nawet Włodek dał się namówić, choć w tym samym czasie był arcy ważny mecz Realu Madryt i na dodatek złapał jakiegoś wirusa (wirusy w  tym roku prawie nikomu nie odpuściły w Zagrzebiu). Nie dość, że małżonek poszedł ze mną na ten bal, to jeszcze pozwolił się wystylizować! Prawie wszyscy – starsi i młodsi – wczuli się w klimat i byli mniej lub bardziej poprzebierani. Uczyliśmy się tańczyć charlestona i generalnie impreza była super. Trochę jak na weselu, „bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina…” 😉
Tydzień później bawiliśmy się z kolei na domówce, tym razem głównie we francuskim gronie. Moja przyjaciółka Estelle (a przy okazji żona szefa Włodka) miała urodziny i celebrowaliśmy hucznie, co poniektórzy do rana, grając w drink-pong'a. W ramach urodzinowej niespodzianki na przyjęciu pojawił się Bradley Cooper z gitarą i tuzinem braci-bliźniaków (zob. foty) i wszyscy razem odśpiewaliśmy jego słynny przebój Shallow (dziewczyny robiły za Lady Gagę). Estelle płakała ze śmiechu, reszta ekipy też, więc wyszło jak wyszło ;) Chętnym mogę udostępnić nagranie. Tymczasem bawimy się dalej, niech żyje bal! 




















wtorek, 5 marca 2019


Zapisek 44.
Zimowe ferie spędziliśmy w Kranjskiej Gorze w Słowenii. Było pięknie i intensywnie. Pogodę mieliśmy niesamowitą – dziewięć dni pełnego słońca, temperatura po 10 stopni na plusie, a śnieg utrzymywał się niewzruszony tymi upałami. Może dzięki mroźnym nocom? W każdym razie warunki były świetne i wyjeździliśmy się na maxa. Pierwszy raz w życiu byłam tak długo na nartach, dzięki czemu wreszcie zaczęłam na nich jako tako jeździć😉 Robi też poczynił znaczne postępy, codziennie miał cztery godziny szkółki, zakończone zawodami, w których zajął zaszczytne drugie miejsce. Dodatkową atrakcją było to, że razem z Robertem w tej samej grupie był jego kolega z klasy wraz z siostrą. Tak więc towarzysko nasz pobyt był też jak najbardziej udany. Tzn. jak dla kogo – kiedy my szusowaliśmy, Włodek-bidulek był w pracy (ktoś musi). Ale w weekendy byliśmy wszyscy razem 😊
Kranjska Gora, to najpopularniejszy słoweński kurort narciarski, ale taki głównie dla rodzin z dziećmi. Małe miasteczko, bardzo ładnie położone, z hotelami przy samych wyciągach – więc już łatwiej być nie może. Trasy też są raczej łatwiejsze niż trudniejsze, ale zaraz obok jest Podkoren, gdzie odbywają się słynne mistrzostwa w slalomie. Po sąsiedzku jest też skocznia w Planicy.  
Kiedy już byliśmy bardzo zmęczeni tymi nartami, w drodze powrotnej do domu, zahaczyliśmy jeszcze o Bled – miasteczko nad jeziorem, z malowniczo położonym zamkiem na skalistym zboczu. Muszę po raz kolejny przyznać, że bardzo ładna jest ta Słowenia – gdzie nie spojrzeć, piękne widoki. Również na przyszłość, bo jeszcze nie raz tam wrócimy mam nadzieję!