środa, 15 kwietnia 2020


Zapisek 100!
czas zarazy – dzień 31

Juhuuu, setny wpis! Świętujmy! Szkoda, że wszystko co najlepsze już wypiliśmy. 
Pamiętam, jak w okolicach lutego martwiłam się, że nie dojadę tym blogiem do setki. Bo o czym tu pisać? Że byłam na Dolcu, potem z koleżanką na kawie, że znowu przegrałam w tenisa, Robi się bawił z kolegami, byliśmy w restauracji, w weekend szykuje się piknik, albo impreza? Ależ to banalne.
A tu proszę - w czasach zarazy wena mnie nie opuszcza. Stówa machnięta, a końca nie widać ;) Wspominałam już, że moje życzenia zawsze się spełniają, tylko czasami w dość osobliwy sposób? Pamiętajcie: ostrożnie z marzeniami! 
Jaki z tego morał? Im nudniej, tym ciekawiej? Może raczej im trudniej?
Gdyby ten nędzny blog był metaforą żywota (równie wszak nędznego), to mógłby całkiem wiarygodnie dowieść starej prawdy, że trudności nas wzbogacają i uskrzydlają. Blog o zacięciu (bądź co bądź) podróżniczym i przymusowa izolacja w domu - to się przecież wyklucza. Tymczasem, jakby dostał nowe życie!
Kiedyś wciąż gdzieś lataliśmy, miałam tysiące zdjęć i z trudem produkowałam tu jednego posta na miesiąc. Teraz - sami wiecie ;) Okazuje się, że nie podróże dookoła świata, ale domowa kwarantanna może być przygodą życia.
Brnąc dalej w metafory i biorąc bloga na świadka, wszystko wskazuje na to, że światowy kryzys, który nadciąga, przyniesie jakieś dobre zmiany i wyniesie nas na nowej, nieoczekiwanej fali. Może pandemia jest po to, żeby nas wzmocnić, wirus by uodpornić?
Jak głosi ludowa mądrość: gdy dostajesz kopa, to lecisz do przodu - i to się zawsze spełnia, niczym moje lekkomyślne życzenia :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz