czwartek, 29 marca 2018


Zapisek 21.  

Wielkanoc za progiem i właśnie pakujemy walizy do Polski, ale ponieważ mam już dość rozważań, czy puchówka czy kalosze, czy może zaszaleć i spakować coś na wiosnę… - to wrzucę sobie posta tutaj 😊  
Tym bardziej, że w ubiegły weekend mieliśmy wrażeń co niemiara w Słowenii, a dokładnie w Planicy podczas finału Pucharu Świata w skokach narciarskich. Jak wszyscy wiedzą triumfował nasz Kamil Stoch, a my razem z nim i chyba z milionem innych kibiców z Polski.
Wypad do Planicy, to był oczywiście pomysł Włodka. Początkowo marudziłam, bo przecież w tv widać lepiej i jest cieplej w domu na kanapie, ale było to tylko takie zachowawcze marudzenie (żeby nie zapomniał, że ma żonę). Bo przecież wiadomo, że skoro na mamucią skocznię z Zagrzebia mamy tak blisko (Stoch by pewnie przeskoczył), byłoby wręcz niegrzecznie tam nie pojechać w taki weekend.  
W sobotę pogoda była na dodatek jak marzenie i kibicowanie skoczkom podczas konkursu drużynowego było niczym piknik wśród ośnieżonych szczytów. W niedziele słońce już się niestety schowało i tyłki nam porządnie zmarzły, ale emocje i rewelacyjna forma Stocha rozgrzewały nas tak mocno (nie licząc grzanego wina), że obyło się bez poważnych odmrożeń.
Kamil po raz drugi zdobył Kryształową Kulę i jest po prostu najlepszy! Poza tym mogliśmy się naocznie przekonać, że nie tylko Polacy, ale dosłownie wszyscy go kochają. Cała impreza była bardzo bardzo sympatyczna i super prowadzona przez jakiegoś słoweńskiego wodzireja i miałam wrażenie, że naprawdę wszyscy się cieszą, że wygrał Stoch. I Norwegowie, i Austriacy i Słoweńcy… A Polacy to już w ogóle! Poza tym chyba nigdy nie widziałam tylu Polaków 😉
Ani tylu znanych skoczków, z Adamem Małyszem na czele! Z dumą odśpiewaliśmy nasz hymn i to aż dwa razy. Kamil Stoch stanął bowiem na najwyższym podium dwukrotnie: za wygranie całego sezonu oraz za pierwsze miejsce w niedzielnym konkursie. Brawo, brawo, brawo!!!  


























czwartek, 22 marca 2018


Zapisek 20.
            
Uczę się chorwackiego, ale przyznam, że niezbyt intensywnie, więc i efekty są średnie. Problem z tym językiem jest taki, że wydaje się (nam Polakom) tak łatwy i prosty, że właściwe nie trzeba się uczyć, aby się dogadać. To oczywiście złuda i jak przychodzi co do czego, to niby się mniej więcej wszystko rozumie, ale słów brak, by odpowiedzieć. W tym miejscu muszę pochwalić małżonka mego osobistego, który gada już jak Chorwat. Ale też uczy się regularnie. I ma talent!
Ja się obijam, za to z przyjemnością kolekcjonuję różne językowe smaczki. Chorwacki trąci trochę staropolszczyzną i pozwala przypomnieć sobie różne zapomniane słowa. Albo na znane określenia spojrzeć z innej strony, odkryć ich nową naturą, czasem tak trafną lub śmieszną, że aż chce się je przeszczepiać do polskiej mowy.
Moje ulubione, które namiętnie zapożyczam, to: uživajte!, czyli coś jak „bawcie się dobrze”, „cieszcie się”. Takie angielskie „enjoy”. Idealnie sprawdzi się i po polsku, więc: używajcie! Do częstego używania świetnie nada się też „babinjak”, czyli babskie spotkanie. A z mniej przyjemnych rzeczy, moje ucho podbiło określenie „viroza me hvata”, co brzmi znacznie pocieszniej niż „bierze mnie grypa”.
Deszcz, to po chorwacku „kiša” (czyt. kisza), a deszczowo – „kišno”, co sobie podrasowałam na kiszowato – i to już w pełni oddaje beznadzieję deszczowych dni. Dobrym określeniem jest też „bluzga”, co oznacza taką pośniegową breję.
Najwięcej śmiechu i utrapienia jest z tzw. „fałszywymi przyjaciółmi”, czyli słowami, które brzmią, jak w polskim (lub bardzo podobnie), ale znaczą zupełnie co innego. Zamieszanie wprowadzają np. nazwy miesięcy: „lipanj” to czerwiec, „srpanj” to lipiec, a „listopad” to październik. Na dodatek Chorwaci nie są zbyt biegli w nazwach swoich miesięcy (czasem ich nawet nie znają), bo na co dzień posługują się numerami: pierwszy miesiąc, drugi, siódmy, dziesiąty itd.
Można się też pogubić w przymiotnikach. Np. „divna” znaczy śliczna, a „čudna” – dziwna. Niektóre określenia są za to nadzwyczaj trafne. „Trudna”, to kobieta w ciąży, ciężarna. Teraz wyobraźcie sobie te salwy śmiechu, kiedy Chorwaci widzą polskie ogłoszenie: „zatrudnimy ekspedientki”. Lekkie przerażenie w Chorwatkach budzi natomiast nasza siłownia, bo „silovati” znaczy gwałcić. Słownik zwrotów obscenicznych, to oczywiście temat na poemat, ale tu się ograniczę tylko do niewinnego słówka „čipka”, czyli po chorwacku koronka. I tu kolejna anegdota o Chorwacie, który w polskim sklepie z koronkami poprosił ekspedientkę (zatrudnioną nomen omen), żeby pokazała mu cipkę😊 Fajnie brzmi też „sukienka z koronką”, czyli „haljina s čipkom”😊 Za to majtki, to po prostu gaće" albo gaćice"(damskie).
Zostawmy jednak te bezeceństwa i przejdźmy do wznioślejszych terminów, jak np. małżeństwo, po chorwacku „brak” – co daje szerokie pole do rozważań😉 Natomiast „udana”, znaczy zamężna. Stąd prosty wniosek, że wszystkie chorwackie żony, to udane babki! Choć sama instytucja małżeństwa może być nieco wybrakowana... 😉    
Jak się jeszcze czegoś ciekawego nauczę, dam znać. Tymczasem w ramach ilustracji: chwila przed „kiszą” i zapowiedź wiosny, która po chorwacku zwie się „proljeće”, czyli przedlato! 




piątek, 9 marca 2018


Zapisek 19.
Plitwickie Jeziora – jedną z największych atrakcji przyrodniczych w Chorwacji – trzeba podobno zobaczyć cztery razy, czyli o każdej porze roku. Tydzień temu zaliczyliśmy zimową odsłonę tego miejsca. Było pięknie! I naprawdę mieliśmy farta, bo wszak śnieg tutaj nie jest wcale taki oczywisty. I jeszcze żeby wypadł akurat w wolny weekend, kiedy ma się czas na wycieczkę - to już trzeba sobie zasłużyć :)
Zimową porą nie da się niestety przejść wszystkich szlaków wokół jezior, bo niektóre ścieżki są po prostu niedostępne – zaśnieżone i oblodzone. Ale i tak szwendaliśmy się tam w sumie bite trzy godziny, podziwiając zmrożony urok przyrody. Polecam!
Zima ma jeszcze te zalety, że bilety są tu pięć razy tańsze, a turystów pewnie z 50 razy mniej (albo i lepiej). Choć i tak na parkingu stało przynajmniej z sześć dużych autobusów, głównie ze skośnookimi wycieczkami. Nie wyobrażam sobie, jak to wygląda w sezonie. Pewnie niektóre szlaki też są niedostępne, ze względu na tłok 😉