Zapisek 78.
czas zarazy
– dzień 9
Co się ostatnio
budzimy, to niespodzianka. Dziś dla odmiany spadł śnieg, temperatura oscyluje
wokół zera. Zima, której próżno wyglądaliśmy w zimie, zawitała do nas wiosną.
Jakiś czas
temu w sieci krążył dowcip, rodem chyba z Japonii, która z koronawirusem zaczęła
się borykać z miesiąc (lub półtora) wcześniej. W wolnym tłumaczeniu brzmiało to
mniej więcej tak: „Czy ktoś jeszcze ma wrażenie, jakby życie obecnie było pisane przez czwartoklasistę? I był sobie wirus i wszyscy się go bali.
Później na całym świecie zabrakło papieru toaletowego, a potem zamknięto szkoły
na jakiś miesiąc. A potem spadł śnieg.” W bardziej kreatywnej chorwackiej
wersji, przed śniegiem było jeszcze trzęsienie ziemi. Ten, kto tworzy tę historię,
ma naprawdę bujną wyobraźnię i zamiłowanie do katastroficzno-surrealistycznych rozwiązań.
Nam ta zima
jakoś specjalnie nie przeszkadza, przynajmniej nie chce nam się wychodzić z domu. Ale
ci, co ucierpieli w trzęsieniu ziemi, mają dodatkowy kłopot. Koleżanka wczoraj
mi mówiła, że nie działa im ogrzewanie i nie ma ciepłej wody. Dziś w nocy dodatkowo
pękły im rury. Strach się bać, co będzie jutro.
Aha, wygląda
na to, że ja na razie nie mam wirusa. Kaszel zniknął, gardło daje radę. Może dzięki
temu, że dezynfekuję je starannie alkoholem. Jak wspominałam, opróżniamy barek
z co lepszych trunków. Jeśli się mają potłuc, to już lepiej wpaść w alkoholizm. Na zdrowie!
ps. Wstrząsy,
lekkie, wciąż się powtarzają. Lekceważymy je. Na zdrowie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz