poniedziałek, 30 marca 2020


Zapisek 84.
czas zarazy – dzień 15

Koronawirus szaleje w najlepsze, zaczynamy trzeci tydzień izolacji. W Polsce jakieś 2 tys. chorych, w Chorwacji prawie 800. Skupiamy się na tych dwóch najbliższych nam krajach, ale ze zgrozą śledzimy też resztę świata. W Stanach w jeden dzień przybywa po 15 tys. chorych, wczoraj podobno umarło tam pierwsze niemowlę zakażone wirusem. Wiem, wiem, to duży kraj, a poza tym pewnie robią więcej testów. Ale jednak te fakty przerażają. We Włoszech, w Hiszpanii umiera średnio 700 osób dziennie. Czy to ciągle tyle samo, co na grypę?  
Korona zawirusowała całkowicie nasze myśli, trwają spekulacje kiedy to się skończy, kiedy nas wypuszczą i coraz częściej słyszę, ze może dopiero w czerwcu? Co ze szkołą? Co z maturami? Międzynarodowe matury IB odwołali. Dzieciaki będą przyjmowane na studia na podstawie dotychczasowych egzaminów (IB trwa w sumie 2 lata, w maju jest tylko jeden ze składowych testów). Ale już wiedzą, że rekrutacja będzie utrudniona, na niektóre uczelnie wstrzymana, czyjeś plany i marzenia właśnie legły w gruzach. A co z maturami w zwykłych szkołach, egzaminami do liceów? Jeszcze jeden stres w tej całej sytuacji. A co ze zwykłymi lekcjami w domu, kiedy rodzice już nie wyrabiają ogarniając szkołę/przedszkole z młodszymi dziećmi i swoją pracę jednocześnie? Jeśli jeszcze mają pracę...
W Polsce dodatkowo kłótnia o wybory (serio? teraz?). Boszsz, jak ja nienawidzę polityki i polityków!! W Chorwacji - walka ze skutkami trzęsienia ziemi. Nawet jak otworzą szkoły, to większość tych w centrum nie nadaje się na przyjęcie uczniów.  
Ale najgorsza jest ta niepewność. I strach. Bo niby wirus nie zabija wszystkich, ani nawet większości, ale każdy ma przecież kogoś, o kogo się martwi: starszego, schorowanego, albo w ciąży, albo daleko, gdzie chorych jest więcej. Ba, teraz głupie przeziębienie urasta do granic dramatu. Koleżanka z małą córeczką była chora przez kilka dni i umierała ze strachu, że to może to, że je rozdzielą. Wyobraźnia pracuje. Każdy przeżywa teraz swoje mniejsze lub większe trzęsienia ziemi. Czasami zwyczajnie wariuje sam w domu. Wymarłe ulice i ludzie bez twarzy, zamaskowani, unikający kontaktu nawet wzrokowego, potęgują to poczucie irracjonalnego zagrożenia. Niestety są i tacy, dla których jest ono aż za bardzo prawdziwe. 
Mój brat cioteczny Mariusz jest lekarzem w Hiszpanii. Wczoraj sobie żartowaliśmy, że codziennie wyrusza do pracy, jak na wojnę, z nasuniętą przyłbicą. Ale to jest wojna. I wszyscy mamy nadzieję, że uda mu się - podobnie jak tysiącom innych lekarzy i pielęgniarek - ją wygrać i nas ocalić. Tak samo, jak policjantom, ekspedientkom, kurierom... Tym wszystkim, którzy jakoś trzymają w ryzach ten chory świat, podczas gdy my nudzimy się i kłócimy po domach: o wybory, o czas przy kompie, o ostatnią paróweczkę. 
Tylko, że to podobno dopiero rozgrzewka...   


hvala bohaterom w czasach zarazy!
(to Mariusz właśnie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz