czwartek, 26 marca 2020

Zapisek 80. 
czas zarazy – dzień 11

Odkąd się to wszystko zaczęło, funkcjonuję głównie jako firma cateringowo-dostawcza. Włodek pracuje intensywnie 9-18.00 w naszej sypialni gościnnej i kiedy stamtąd wychodzi, wszystkie sklepy są już zamknięte. Próbowaliśmy kupować jedzenie online, ale bez szans. Zero wolnych terminów. Więc wychodzę czasem, narażając się na ostrzał wirusów. 
Dziś pojechałam do dużego marketu, na obrzeżach miasta, licząc, że będzie mało ludzi. Było niestety całkiem sporo. Wszyscy (prawie) zamaskowani, wszyscy z miarką w oczach, próbując określić ile to jest 2 metry i czy da radę przecisnąć się do tamtego regału na wdechu, obok tamtej pani, która nie może się zdecydować na rodzaj makaronu.
Wyprawa na zakupy jest teraz bardzo przygnębiająca. Puste ulice, czasem ktoś przemknie chodnikiem, omijając miejsca grożące zawaleniem – w starszej części miasta takich stref pojawiło się bardzo dużo. Jeszcze pogoda jak w listopadzie: zimno, szaro, ponuro. Człowiek wraca z depresją i dodatkowo czuje się tak trochę grypowo, oblepiony podświadomie wszelkimi możliwymi zarazkami. Jadąc samochodem obawiam się ponadto kontroli policyjnej, bo mam polską rejestrację. Więc jestem potencjalnym uciekinierem z domowej kwarantanny. A kiedy już udowodnię, że tu mieszkam, to będę musiała się pewnie tłumaczyć z tej polskiej rejestracji, bo chyba  powinnam się przerejestrować. Tak więc w drodze na zakupy mam dwa wyzwania: nie dać się zarazić i nie dać się złapać policji.  
***
A propos: przed chwilą było dwóch policjantów, w maskach. Pytali, czy znam jakąś Katię. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie znam. Ale wrażenie takie niepokojące pozostało, duszne. Czas zarazy, to wiecznie czające się gdzieś zagrożenie, niepewność, strach i kontrola. To się unosi w powietrzu bardziej niż te wirusy. I gęstnieje, i zatyka…



dziś jadąc po pustej drodze,
rozbawiły mnie te panny młode w maskach -
- takie panny roztropne naszych czasów...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz