Zapisek
129.
Na zakończenie
naszej sentymentalno-pożegnalnej podróży po Chorwacji wylądowaliśmy na Hvarze. Byliśmy
tam rok temu, tylko z innej strony. Teraz stacjonowaliśmy w Ivan Dolac – typowej nadmorskiej
mieścince, gdzie są li i jedynie kwatery do wynajęcia. Nawet już się trochę
ludzi zjechało, w naszym domu np. gościli również państwo z Ursynowa. Ale mimo
wszystko jeszcze nie było tłoku, całe szczęście.
Pamiętam,
że w zeszłym roku Hvar skradł mi serca, a teraz – jakoś tak bez szału. Może w odniesieniu
do intrygująco fikuśnych Elafitów wydawał się zbyt duży i zwyczajny? A może –
jak twierdzi Włodek – lepiej nie wracać w te same miejsca.
Ale skłamałbym
pisząc, że nie było fajnie. W Chorwacji wszędzie jest fajnie😊
Trochę się pokąpaliśmy, choć woda była zimniejsza niż na Lopudzie. Trochę powspinaliśmy.
Hvar jest dość górzysty i łatwo sobie wynaleźć tu trasy na mniejszy lub większy
trekking. Niedaleko nas była miejscowość Sv Nedjela, a nad nią, w zboczu
masywnej góry, całkiem okazała grota. I w niedzielę się tam wybraliśmy. Nie był
to jakiś wielki wyczyn, raptem z 40 minut pod górę, ale i tak można się zasapać.
W grocie jest stara kapliczka, dzwon, Matka Boska ukryta w krzakach, która
nagle się objawia i każdy może przeżyć swój mały cud. A po drodze cudne widoki,
winnice i monumentalne skały.
Jeszcze
mieliśmy śmieszną przygodę w tunelu. Tam jest taki tunel jednokierunkowy, ze światłami na wjeździe,
które chyba się zepsuły i z dwóch stron świeciły na żółto. Auta więc wjeżdżały,
dopóki się w środku nie spotkały maską w maskę. Zrobił się mały zator, trwały
negocjacje, kto ma najbliżej do mijanki, bo przecież nie tak łatwo się wycofać
tyłem. Zwłaszcza, jeśli jest się polskim mercedesem z trzema nobliwymi paniami
w środku, który chyba najbardziej wszystkich zblokował. Po naszej stronie w tunelu byli prawie sami miejscowi. Powysiadali z samochodów, popatrzyli, rzucili się w objęcia znajomym, po czym wyjęli sobie piwko i radośnie poczekali, aż
sytuacja się rozładuje. Kocham ten luz! Wiem, łatwo mi mówić, bo to nie ja
musiałam cofać w ciemnym, wąskim tunelu. Chociaż po piwku… myślę, że bym dała
radę!
Z Hvaru
wracaliśmy promem przez Split, gdzie nastąpiła już prawdziwa inwazja naszych
rodaków. Zniesienie kwarantanny w Polsce spowodowało chyba masowe migracje, do
Chorwacji głównie. W Splicie co krok słyszeliśmy polską mowę. Czyli wakacje
się zaczęły. A nasze skończyły, przynajmniej te chorwackie. Czas się brać za
pakowanie…
będziemy tęsknić... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz