piątek, 26 czerwca 2020


Zapisek 129.

Na zakończenie naszej sentymentalno-pożegnalnej podróży po Chorwacji wylądowaliśmy na Hvarze. Byliśmy tam rok temu, tylko z innej strony. Teraz stacjonowaliśmy w Ivan Dolac – typowej nadmorskiej mieścince, gdzie są li i jedynie kwatery do wynajęcia. Nawet już się trochę ludzi zjechało, w naszym domu np. gościli również państwo z Ursynowa. Ale mimo wszystko jeszcze nie było tłoku, całe szczęście.
Pamiętam, że w zeszłym roku Hvar skradł mi serca, a teraz – jakoś tak bez szału. Może w odniesieniu do intrygująco fikuśnych Elafitów wydawał się zbyt duży i zwyczajny? A może – jak twierdzi Włodek – lepiej nie wracać w te same miejsca.
Ale skłamałbym pisząc, że nie było fajnie. W Chorwacji wszędzie jest fajnie😊 Trochę się pokąpaliśmy, choć woda była zimniejsza niż na Lopudzie. Trochę powspinaliśmy. Hvar jest dość górzysty i łatwo sobie wynaleźć tu trasy na mniejszy lub większy trekking. Niedaleko nas była miejscowość Sv Nedjela, a nad nią, w zboczu masywnej góry, całkiem okazała grota. I w niedzielę się tam wybraliśmy. Nie był to jakiś wielki wyczyn, raptem z 40 minut pod górę, ale i tak można się zasapać. W grocie jest stara kapliczka, dzwon, Matka Boska ukryta w krzakach, która nagle się objawia i każdy może przeżyć swój mały cud. A po drodze cudne widoki, winnice i monumentalne skały.
Jeszcze mieliśmy śmieszną przygodę w tunelu. Tam jest taki tunel jednokierunkowy, ze światłami na wjeździe, które chyba się zepsuły i z dwóch stron świeciły na żółto. Auta więc wjeżdżały, dopóki się w środku nie spotkały maską w maskę. Zrobił się mały zator, trwały negocjacje, kto ma najbliżej do mijanki, bo przecież nie tak łatwo się wycofać tyłem. Zwłaszcza, jeśli jest się polskim mercedesem z trzema nobliwymi paniami w środku, który chyba najbardziej wszystkich zblokował. Po naszej stronie w tunelu byli prawie sami miejscowi. Powysiadali z samochodów, popatrzyli, rzucili się w objęcia znajomym, po czym wyjęli sobie piwko i radośnie poczekali, aż sytuacja się rozładuje. Kocham ten luz! Wiem, łatwo mi mówić, bo to nie ja musiałam cofać w ciemnym, wąskim tunelu. Chociaż po piwku… myślę, że bym dała radę!
Z Hvaru wracaliśmy promem przez Split, gdzie nastąpiła już prawdziwa inwazja naszych rodaków. Zniesienie kwarantanny w Polsce spowodowało chyba masowe migracje, do Chorwacji głównie. W Splicie co krok słyszeliśmy polską mowę. Czyli wakacje się zaczęły. A nasze skończyły, przynajmniej te chorwackie. Czas się brać za pakowanie…














będziemy tęsknić...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz