Zapisek
125.
Zaczął
się czas pożegnań, niestety. Choć z drugiej strony wiąże się to ze wzmożonym życiem
towarzyskim, co po miesiącach posuchy jest jak najbardziej pożądane.
Miniony
tydzień pod względem imprezowym był baaardzo intensywny, jeszcze czuję
przyjemny szmerek w głowie 😉
Najpierw Robert skończył dumnie 10 lat, w co wciąż trudno mi uwierzyć. Tego samo dnia, jakby w prezencie, szkoła zorganizowała spotkanie klasowe
w parku. Co prawda ze wszystkimi możliwymi obostrzeniami i restrykcjami, ale zawsze. Obowiązywał dystans 1,5
metra, zakaz przekazywania sobie czegokolwiek, dzieci musiały być nadzorowane
przez swoich rodziców itp. Było to o tyle śmieszne, że w Zagrzebiu są chore raptem
dwie osoby, a w całej Chorwacji może ze trzydzieści. Ale nasza szkoła, która
jako jedyna nie zdecydowała się otworzyć, musi trzymać fason do końca i udawać,
że pandemia nadal trwa w najlepsze. Niektórzy twierdzą, że chodzi głównie o ewentualne odszkodowania.
Jakaś pociotka mogłaby zachorować na drugim końcu świata, po czym oskarżyć
szkołę, że to przez brak wystarczających procedur podczas klasowego spotkania jej
ciotecznego wnuka na Bundku w Zagrzebiu. Podobno w Ameryce takie rzeczy są możliwe.
A propos, w Stanach trwa właśnie wojna domowa, no prawie. W każdym razie są zamieszki, protesty i
demonstracje antyrasistowskie po zamordowaniu czarnoskórego Georga Floyda przez
policjanta. Przeradza się to w coraz gorsze rozróby, z którymi państwo nie bardzo
umie sobie poradzić. Rok 2020 najwyraźniej dopiero się rozkręca…
Wróćmy
jednak do spokojnej i zdrowej Chorwacji. Cztery dni po zdystansowanym spotkaniu
w parku, wszystkie dzieci przyszły na imprezę urodzinową Roba, gdzie – w pełni
legalnie – przez dwie i pół godziny ganiały się strzelając do siebie laserami,
jadły wspólnie pizzę i tort, a potem jeszcze skakały na trampolinach. My w tym
czasie z innymi rodzicami piliśmy kawkę, gadaliśmy, ściskaliśmy się na pożegnanie
i wręczyliśmy prezenty nauczycielom (którzy też przyszli) z okazji końca roku. Generalnie
więc już wszystko można, byle nie pod szyldem amerykańskiej szkoły.
Dwa dni
wcześniej imprezowaliśmy w domu wraz z naszą polską paczką z Zagrzebia.
Oficjalnie żegnaliśmy pandemię, dezynfekując się mocno od środka, ale w podtekście
było to jednak nasze pożegnalne party, więc łezka się trochę zakręciła. Dostaliśmy
masę kapitalnych prezentów, takich naprawdę od serca i przemyślanych. Wśród nich
bluzy z napisem „Hrvatska mi smo tu bili” (czyli: Chorwacja – tu byliśmy),
które będziemy z dumą nosić wspominając te niezwykłe trzy lata, pełne przygód i
wspaniałych ludzi, których tu spotkaliśmy. I z którymi, mam nadzieję, wciąż będę
miała kontakt!
Pożegnania
są najgorsze. Na szczęście jeszcze wciąż kilka tygodni przed nami, jeszcze planujemy
się pospotykać, jeszcze jedziemy na krótkie wakacje i jeszcze za trzy dni przyjeżdżają
do nas znajomi z Polski. Tak naprawdę, to wciąż nie wiem, jak to będzie z tym
naszym powrotem. Samolotów Zagrzeb-Warszawa wciąż nie ma. Termin wznowienia
lotów jest ciągle przesuwany, obecnie na 1 lipca. W Polsce sytuacja nie wygląda
dobrze, chorych przybywa, więc kiepsko to widzę. Ostatecznie wrócimy wszyscy w
trójkę moim małym fiatem. Ale w Polsce wciąż obowiązuje kwarantanna dla osób przybywających
z zagranicy, z wyjątkiem tych, którzy podróżują biznesowo. Włodek więc byłby z
niej zwolniony, a my z Robim nie i wówczas nie moglibyśmy mieszkać pod jednym
dachem. Nie jest łatwo wrócić do domu…
wisienka na torcie |
dystans w parku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz