niedziela, 7 czerwca 2020


Zapisek 125.

Zaczął się czas pożegnań, niestety. Choć z drugiej strony wiąże się to ze wzmożonym życiem towarzyskim, co po miesiącach posuchy jest jak najbardziej pożądane.
Miniony tydzień pod względem imprezowym był baaardzo intensywny, jeszcze czuję przyjemny szmerek w głowie 😉 Najpierw Robert skończył dumnie 10 lat, w co wciąż trudno mi uwierzyć. Tego samo dnia, jakby w prezencie, szkoła zorganizowała spotkanie klasowe w parku. Co prawda ze wszystkimi możliwymi obostrzeniami i restrykcjami, ale zawsze.  Obowiązywał dystans 1,5 metra, zakaz przekazywania sobie czegokolwiek, dzieci musiały być nadzorowane przez swoich rodziców itp. Było to o tyle śmieszne, że w Zagrzebiu są chore raptem dwie osoby, a w całej Chorwacji może ze trzydzieści. Ale nasza szkoła, która jako jedyna nie zdecydowała się otworzyć, musi trzymać fason do końca i udawać, że pandemia nadal trwa w najlepsze. Niektórzy twierdzą, że chodzi głównie o ewentualne odszkodowania. Jakaś pociotka mogłaby zachorować na drugim końcu świata, po czym oskarżyć szkołę, że to przez brak wystarczających procedur podczas klasowego spotkania jej ciotecznego wnuka na Bundku w Zagrzebiu. Podobno w Ameryce takie rzeczy są możliwe. A propos, w Stanach trwa właśnie wojna domowa, no prawie. W każdym razie są zamieszki, protesty i demonstracje antyrasistowskie po zamordowaniu czarnoskórego Georga Floyda przez policjanta. Przeradza się to w coraz gorsze rozróby, z którymi państwo nie bardzo umie sobie poradzić. Rok 2020 najwyraźniej dopiero się rozkręca…
Wróćmy jednak do spokojnej i zdrowej Chorwacji. Cztery dni po zdystansowanym spotkaniu w parku, wszystkie dzieci przyszły na imprezę urodzinową Roba, gdzie – w pełni legalnie – przez dwie i pół godziny ganiały się strzelając do siebie laserami, jadły wspólnie pizzę i tort, a potem jeszcze skakały na trampolinach. My w tym czasie z innymi rodzicami piliśmy kawkę, gadaliśmy, ściskaliśmy się na pożegnanie i wręczyliśmy prezenty nauczycielom (którzy też przyszli) z okazji końca roku. Generalnie więc już wszystko można, byle nie pod szyldem amerykańskiej szkoły.
Dwa dni wcześniej imprezowaliśmy w domu wraz z naszą polską paczką z Zagrzebia. Oficjalnie żegnaliśmy pandemię, dezynfekując się mocno od środka, ale w podtekście było to jednak nasze pożegnalne party, więc łezka się trochę zakręciła. Dostaliśmy masę kapitalnych prezentów, takich naprawdę od serca i przemyślanych. Wśród nich bluzy z napisem „Hrvatska mi smo tu bili” (czyli: Chorwacja – tu byliśmy), które będziemy z dumą nosić wspominając te niezwykłe trzy lata, pełne przygód i wspaniałych ludzi, których tu spotkaliśmy. I z którymi, mam nadzieję, wciąż będę miała kontakt!
Pożegnania są najgorsze. Na szczęście jeszcze wciąż kilka tygodni przed nami, jeszcze planujemy się pospotykać, jeszcze jedziemy na krótkie wakacje i jeszcze za trzy dni przyjeżdżają do nas znajomi z Polski. Tak naprawdę, to wciąż nie wiem, jak to będzie z tym naszym powrotem. Samolotów Zagrzeb-Warszawa wciąż nie ma. Termin wznowienia lotów jest ciągle przesuwany, obecnie na 1 lipca. W Polsce sytuacja nie wygląda dobrze, chorych przybywa, więc kiepsko to widzę. Ostatecznie wrócimy wszyscy w trójkę moim małym fiatem. Ale w Polsce wciąż obowiązuje kwarantanna dla osób przybywających z zagranicy, z wyjątkiem tych, którzy podróżują biznesowo. Włodek więc byłby z niej zwolniony, a my z Robim nie i wówczas nie moglibyśmy mieszkać pod jednym dachem. Nie jest łatwo wrócić do domu…

wisienka na torcie 



dystans w parku







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz