niedziela, 10 maja 2020

Zapisek 120


I kolejny tydzień zleciał, niczym słupki zachorowań w Chorwacji. Pustkę po pisaniu bloga wypełniałam sobie głównie sprzątaniem, bo jak wspomniałam, ciagle ktoś teraz ogląda nasze lokum. To by było tyle, w temacie izolacji. Zaraza odpuszcza, a ludzie są coraz bardziej wyluzowani w podejściu do wirusa. Nie nosimy maseczek, zaczynamy się nieśmiało spotykać. Naszej szkoły niestety nie zdecydowano się  otworzyć, nad czym boleję. Wirtualne nauczanie chyba już powoli męczy Roba, coraz częściej ma chwile buntu i zniechęcenia. No i szkoda, jeśli nie uda już mu się spotkać z kolegami przed wyjazdem z Chorwacji.  
Ale za to od jutra otwierają się kawiarnie, znoszą zakaz podróżowania między województwami i uruchamiają hotele, więc... planujemy wycieczki! Będzie też można się spotykać w gronie do 40 osób. Dziś już to trochę testowaliśmy i spotkaliśmy się ze znajomymi Polakami w grupie 8-osobowej (plus dzieci). Zrobiliśmy sobie piknik w parku. Chyba byliśmy nawet największym zgromadzeniem, ale przecież „wszyscy Polacy, to jedna rodzina”. Poza tym dziś miały być wybory (tzn. ponoć były, ale w sumie nie były), więc i tak byśmy się spotkali przy urnach. W każdym razie policja, która krążyła po parku, nic do nas nie miała, więc czas zarazy można uznać za miniony. 
Teraz tak myślę, że z tym wirusem jest jak z naszymi wyborami - niby jest, ale jakby go nie było, więc uznajemy, że jest nieważny. Inaczej się nie da. Trzeba go dodać do tysiąca innych wirusów, chorób i zagrożeń, które czekają na nas na każdym kroku. Zachować możliwe środki ostrożności i żyć dalej w miarę normalnie. Chorwacja chyba wychodzi z takiego założenia i naprawdę bardzo stara się przywrócić tę normalność. Inna sprawa, że Chorwaci nie panikowali jakoś nadmiernie z powodu pandemii. Bardziej ruszyło ich  trzęsienie ziemi. A poza tym, wszyscy tu jeszcze bardzo dobrze pamiętają wojnę i wszelkie związane z nią okropności. Zwróciła mi na to uwagę w tym tygodniu moja fryzjerka (wreszcie!), mówiąc: „Co mi tam jakiś wirus, który zabił raptem 90 osób, wojna - to był prawdziwy dramat!”. 


sprzątaniem najbardziej zmęczył się kot
aż zesztywniał  
ale przy okazji nauczył się pozować i teraz zawsze robi miny jak  widzi aparat  

tu widać obcięte wieże katedry, jak złamane ołówki 
cegła w swetrze, czyli nowy sposób ocieplania ścian (podpatrzone na spacerze)

piknik na Jarunie 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz