piątek, 27 września 2019


Zapisek 57.

Park Narodowy Krka poleca się na weekend. Najlepiej jakiś jesienny, kiedy wakacyjne tłumy już odjadą, a liście nabierają niepowtarzalnego kolorytu. My trafiliśmy tam w ostatni dzień lata, więc nie było jeszcze może tak barwnie, ale na pewno już nieco luźniej. Wycieczkę zaczęliśmy o 8 rano i wtedy rzeczywiście było niewiele ludzi. Później już się zaczęło zagęszczać, więc wyobrażam sobie, jak tu musi być w szczycie sezonu. W każdym razie, niezależnie od pory roku, warto wstać jak najwcześniej. 
My spędziliśmy noc w miasteczku Skradin – bardzo ładnym, tak przy okazji. Stamtąd raniutko popłynęliśmy łódką do serca parku, gdzie rzeka Krka tworzy spektakularne wodospady. Można się przy nich nawet kąpać, ale się nie zdecydowaliśmy. Trochę już zimno tak jakby.
Później, już autem, pojeździliśmy sobie jeszcze cały dzień po okolicy, podziwiając widoki. Popłynęliśmy też na wysepkę na jeziorze Visovac, gdzie mieści się klasztor franciszkanów i byliśmy w prawosławnym monastyrze. Tereny parku, położone blisko Bośni, mocno ucierpiały podczas ostatniej wojny na Bałkanach. Ciągle jeszcze gdzieniegdzie widać ślady po kulach albo zrujnowane domostwa. Na szczęście bujnie rozwijająca się turystyka pozwala powoli zapomnieć tamte ciężkie czasy.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz