piątek, 6 września 2019


Zapisek 56.

A my tymczasem już od połowy sierpnia w Chorwacji. Zaczął się trzeci rok naszej bytności tutaj i prawdopodobnie też ostatni. Robi jest w czwartej klasie, ale poza tym nic się nie zmieniło, nawet pani ta sama, więc ledwo zauważył, że wakacje się skończyły. Dalej głównie gra w piłkę. Ach, mieć taką szkołę! Ileż traum i stresów mniej!
Dziś zaczęło równo lać, więc lato jakby definitywnie się jednak kończy… Ale żeby nie było tak smętnie, proponuję szybki wgląd w nasze trzy ostatnie weekendy, które spędzaliśmy konsekwentnie nad morzem. Uwielbiam lokalizację Zagrzebia – wszędzie blisko!
Najpierw był Pag, konkretnie Novalja. Trafiliśmy tam z przyczyn towarzyskich – byli znajomi z Polski i koledzy Roba ze szkoły. Więc było fajnie, ale ogólnie Novalja to taka jedna wielka imprezownia, oblegana przez młodych Włochów głównie. Jest tu słynna plaża Zrće, gdzie są cztery wielkie kluby i imprezy trwają od zmierzchu do świtu. Dzięki temu w dzień, tak do 14.00, jest w miarę pusto na plażach i na mieście. Poza tym Pag nie jest jakoś spektakularnie piękny, mało tu zieleni, ale są takie ciekawostki, jak np. fabryka słynnych paszkich serów, najstarsze drzewka oliwne świata albo muzeum koronek. Także zajrzeć zawsze warto.
Kolejny weekend spędziliśmy na wyspie Krk. Świetna destynacja na krótki wypad z Zagrzebia, bo raptem jakieś 2 godziny drogi i jest most, więc nie trzeba się martwić promem. Na Krku mieszkaliśmy w Malinskiej, w uroczym apartamencie z widokiem na morze, tuż przy plaży. Było tak jakby luksusowo i miło bardzo. Sama wyspa też całkiem całkiem, zasiedlona chyba głównie vikendicami Zagrzebian (czyli letnimi domami na weekendy i wakacje). Z ładniejszych miejscowości tutaj warto wspomnieć Krk i Vrbnik, nie wnikając, skąd ta niechęć lokalesów do samogłosek 😉
Na przełom sierpnia i września wybraliśmy natomiast Lošinj i od razu dodam, że to moja kolejna najpiękniejsza wyspa Chorwacji. Ma kapitalny kształt, a co za tym idzie niesamowitą linię brzegową, pełną zatoczek i urwisk, obrośniętą piniowymi lasami i kuszącą szmaragdową wodą. Dwie główne miejscowości, to Mali Lošinj i Veli Lošinj, przy czym przewrotnie Mali jest duży, a Veli - mały. Tym razem mieszkaliśmy w hotelu, a nie jak zwykle tutaj w apartamentach. Hotel Aurora – choć moloch i trochę oldskulowy, okazał się jednak świetnym wyborem. Pięknie położony na zboczu, obejmował przynależącymi doń terenami chyba z pół wyspy, więc wszędzie czuliśmy się jak u siebie. Dookoła skaliste plaże, las, ale też zatoczka z plażą taką bardziej wypłaszczoną, idealną dla dzieci. Korty, basen, muzyka na żywo i mały  pociąg do miasta, jeśli komuś się znudziła hotelowa rutyna. Szkoda, że to był tylko weekend. Zdecydowanie kiedyś tu jeszcze wrócimy!


Pag 










Krk 



ten koszmarek, to ulubiona nadmorska atrakcja Roba


okazuje się, że nasz kot Minka, też ma vikendicę na Krku











sponsorem wyjazdu był Decathlon 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz