środa, 20 marca 2019


Zapisek 45.

Trochę balujemy ostatnio, więc blog leży odłogiem (odblogiem?), ale już już uzupełniam! A propos bal, to na zakończenie karnawału była bardzo fajna impreza zorganizowana przez społeczność polską tutaj, dokładnie ludzi z polskiej szkoły i stowarzyszenia Kopernik. Był to bal w stylu moich ukochanych lat 20-tych, więc nie mogłam odpuścić. Nawet Włodek dał się namówić, choć w tym samym czasie był arcy ważny mecz Realu Madryt i na dodatek złapał jakiegoś wirusa (wirusy w  tym roku prawie nikomu nie odpuściły w Zagrzebiu). Nie dość, że małżonek poszedł ze mną na ten bal, to jeszcze pozwolił się wystylizować! Prawie wszyscy – starsi i młodsi – wczuli się w klimat i byli mniej lub bardziej poprzebierani. Uczyliśmy się tańczyć charlestona i generalnie impreza była super. Trochę jak na weselu, „bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina…” 😉
Tydzień później bawiliśmy się z kolei na domówce, tym razem głównie we francuskim gronie. Moja przyjaciółka Estelle (a przy okazji żona szefa Włodka) miała urodziny i celebrowaliśmy hucznie, co poniektórzy do rana, grając w drink-pong'a. W ramach urodzinowej niespodzianki na przyjęciu pojawił się Bradley Cooper z gitarą i tuzinem braci-bliźniaków (zob. foty) i wszyscy razem odśpiewaliśmy jego słynny przebój Shallow (dziewczyny robiły za Lady Gagę). Estelle płakała ze śmiechu, reszta ekipy też, więc wyszło jak wyszło ;) Chętnym mogę udostępnić nagranie. Tymczasem bawimy się dalej, niech żyje bal! 




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz