środa, 8 lipca 2020



Zapisek 132.

Prvić, czyli pierwszy, a tymczasem dla nas ostatni wypad na weekend z Zagrzebia. Choć jest pewna nikła szansa, że może jeszcze w najbliższą sobotę coś się uda… Jak widzicie, ciężko nam się rozstać z adriatyckim wybrzeżem. Ale też cudnie tu jest, bez dwóch zdań! Każde nowe miejsce wydaje nam się tym najpiękniejszym. Teraz, kiedy nadchodzi czas podsumowań, próbowałam wybrać to jedyne – najlepsze, najładniejsze, najulubieńsze! Bez szans😊 Gdyby Chorwacja była słodyczem, to byłaby bombonierką czekoladek Merci – przy niej też nigdy nie potrafię się zdecydować na jedną i zjadam wszystkie.
Prvić pod tym względem również nas nie zawiódł, a za to uwiódł od pierwszego wejrzenia. To mała wyspa, blisko Šibenika, bez ruchu samochodowego. Teraz już tylko takie wybieramy. Są na niej dwie maleńkie miejscowości – Prvić Luka (czyli port) i Šepurine (gdzie zresztą też jest port, jak to na wyspie). Przypłynęliśmy późnym wieczorem, promem z Šibenika i udaliśmy się na kolację do jednej z trzech (aż trzech!) otwartych knajpek. I pierwsze co, natknęliśmy się na naszych rodaków przy sąsiednim stoliku. Trzy osoby,w tym jedna pani bardzo podekscytowana wyspą, którą w w ochach i achach opisywała komuś przez telefon. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że co prawda przypłynęła tu raptem wczoraj, ale jest już bliska kupna domu, o którym też zresztą wszystko opowiedziała ze szczegółami. A była w tych zachwytach tak przekonująca, że miałam ochotę wstać od stołu i ubiec ją w tej transakcji. Nie, żebym miała takie fundusze (240 tys. Euro!), ale serio – jeszcze chwila i bym je ukradła, byle tylko zdobyć jako pierwsza ten niesamowity kamienny dom, nad samą wodą. 
Może to ta pani, a może rzeczywisty urok wyspy sprawiły, że przez moment Prvić wybił się na prowadzenie wśród moich ulubionych „czekoladek“ Chorwacji. Nazwa „pierwszy“ zobowiązuje, więc naprawdę ma on duże szanse na utrzymanie pozycji lidera. Chociaż po spędzonym tam weekendzie, kiedy już ucichły echa ekstazy mojej krajanki, obiektywnie muszę przyznać, że wyspa wcale nie jest jakoś spektakularnie śliczna czy też klimatyczna. Ot, portowe miasteczko, plaża taka sobie, zapierających dech widoków niewiele, intrygującej tajemniczości (typowej dla Elafitów) też tu raczej nie uświadczysz. Ale z drugiej strony Prvić ma w sobie coś takiego swojskiego, przyjaznego i normalnegoy, jak stary dobry kumpel, którego chciałoby się ciągle odwiedzać. Więc kto wie...może jak będziemy mieli wolny milion na zbyciu, to poszukamy jeszcze tego domu😉
Wrażenie swojskości potęgował oczywiście fakt, że prawie nie było zagranicznych gości, a jedynie Chorwaci. Nie wiem, jak to zwykle wygląda podczas wakacji, ale jest tu tylko jeden niewielki hotel (poza tym same pokoje do wynajęcia), więc jakiegoś mega tłoku chyba raczej nie ma. Wiele miejsc, które nas zachwyciły w Chorwacji, udało nam się odwiedzić poza sezonem albo w ekstremalnym czasie pandemii, co oczywiście miało decydujący wpływ na ich odbiór. Najpiękniejsze miasteczko czy najbardziej urokliwa plaża wiele tracą, kiedy są zadeptane przez rzesze turystów. A z kolei te wyludnione, bardzo zyskują. Czy wobec tego nasz obraz Chorwacji jest wypaczony? Czy też wprost przeciwnie – prawdziwszy? Nieważne, grunt że mieliśmy szczęście i możliwość poznawać ten kraj w takiej właśnie odsłonie. I takim go pokochaliśmy.    























a to sąsiednia wyspa Zlarin



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz