Zapisek 62.
Najdłużej,
bo aż trzy noce, spędziliśmy na Arubie. Chlubą tej wyspy są przede wszystkim
plaże, plaże i plaże, więc byliśmy bardzo zajęci zwiedzaniem 😉 Ale żeby nie
było zbyt łatwo, plażowanie uatrakcyjniały naprawdę zacne fale!
Aruba
mogłaby się też równie dobrze zwać małymi Stanami Zjednoczonymi, bo choć nigdy
tam nie byłam, to jednak parę filmów widziałam i właśnie tak je sobie
wyobrażam. Hotele, knajpy, kiczowate sklepy były bardzo amerykańskie. No i
rzesze Amerykanów na każdym kroku, którzy tu się wczasują. Ale widoki już bardziej
karaibskie. Obłędne plaże, szafirowa woda, wszechobecne kaktusy i pelikany. Więc
na Arubę też warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz