Zapisek
87.
czas
zarazy – dzień 18
To miała być inna wiosna. Mieliśmy na maxa
wykorzystywać nasze ostatnie miesiące w Chorwacji, używać na całego! Spotykać
się, jeździć, przesiadywać w kawiarnianych ogródkach, bo takich nie ma nigdzie
indziej. A wiosną jest tu najprzyjemniej. Cały rok czeka się na wiosnę
przecież!
Tymczasem jest, jak jest. I oczywiście nie
jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale muszę się też przyznać, że gdzieś
podskórnie cała ta sytuacja mnie w jakiś mroczny sposób fascynuje. Wciąż od
nowa zdumiewa surrealizm tego, co się dzieje - jak jeden mały mikrob może
zatrzymać z dnia na dzień cały świat. I drogą kropelkową rozwiązać niemal
natychmiast główne tego świata problemy:
przeludnienie, zanieczyszczenie, zabieganie, konsumpcjonizm, nadprodukcję i
ubogie życie rodzinne. Pewnie jeszcze znalazłoby się sporo innych. Trzeba
przyznać, że jest to iście makiaweliczny plan. Stąd moja chora fascynacja.
Zresztą nie tylko moja. Każdy przecież teraz to
analizuje, rozkminia, szuka analogii, metafor i głębszego sensu. Już widzę, te
pomysły na filmy czy książki, już czytam te eseje mniej lub bardziej wydumane,
bogate w medyczno-egzystencjalne porównania. Sama to robię tu i teraz, wszyscy
to robimy - jeśli nawet nie na piśmie, to w myślach, rozmowach,
modlitwach.
A to oznacza, że ten wirus naprawdę ma moc. I jest
całkiem inteligentny obawiam się, o czym świadczy choćby jego perfidne poczucie
humoru: więcej czasu w domu - proszę, zwolnić tempo - proszę, ograniczyć
wydatki - proszę bardzo! Może to jest kolejny etap ewolucji? My wyginiemy jak
dinozaury, a po nas nastaną wirusy...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz