piątek, 13 marca 2020


Zapisek 69.

Dziś, czyli trzynastego w piątek (marca) ogłoszono, że wszystkie szkoły w Chorwacji zostaną zamknięte z powodu koronawirusa. I myślę, że to spowoduje prawdziwy wybuch paniki (głównie w sklepach), podobnie jak to miało miejsce w Polsce. Oczywiście o wirusie mówi się już od dawna, w Chorwacji jest teraz jakieś 30 przypadków, ale zamknięcie szkół, odwołanie imprez, to sprawia, że zagrożenie staje się bardziej realne i bliższe. Nasza szkoła nie działa już od dzisiaj, bo u jednego rodzica stwierdzono wirusa wczoraj. Nikogo to chyba nie zaskoczyło – w międzynarodowej szkole ludzie podróżują z olbrzymią intensywnością i w sumie dziwię się, że tak późno objawił się u nas ten pierwszy przypadek.
Dzieci od poniedziałku będą się uczyć online, dziś było testowanie różnych aplikacji. Oczywiście dzieciaki głównie do siebie dzwoniły i gadały, więc średnio widzę tę naukę, no ale się okaże. Koło południa podano oficjalny komunikat o zamknięciu szkół w Chorwacji, a kiedy dwie godziny później byłam w sklepie, pandemię było widać wyraźnie na półkach. O dziwo, tu nie znika papier toaletowy (jak w Polsce), ale za to wykupili wszystkie ciastka! No cóż, każdy kraj inaczej szykuje się na koniec świata. Chorwaci muszą mieć coś do kawy, Polacy – do d... ;)  
Ale tak poważnie, to mam nadzieję, że te wszystkie działania naprawdę pozwolą spowolnić i ostatecznie zatrzymać tego wirusa. Ciężko mi się robi na myśl o najbliższych dwóch tygodniach, które z założenia powinniśmy spędzić głównie w domu. A tymczasem pogoda coraz lepsza, życie towarzyskie aż się prosi żeby kwitnąć, a co najważniejsze święta za pasem i  chcielibyśmy je spędzić w Polsce!
Na osłodę trochę zdjęć z tego, co się u nas działo w czasach sprzed zarazy.
Między innymi: zorganizowaliśmy wspólne skakanie na skakankach w polskiej szkole w celu zbiórki pieniędzy na leczenia Kacperka z Polski. Imprezowaliśmy wieczorami, kiedy jeszcze było można. Robi i jego szkolna drużyna piłki nożnej wzięli udział w pierwszym międzyszkolnym turnieju futsal (czyli piłki na hali).  Włodek nie krył wzruszenia, choć przegrali z kretesem😉 Byłam na warsztatach florystycznych, a moja moja chińska koleżanka uczyła nas przyrządzać kurze łapki. Podobno mają mnóstwo kolagenu i z kolei jedna z moich polskich koleżanek bardzo się na ten kolagen napaliła. Niestety, ja nie byłam w stanie tego przełknąć. Już wolę mieć „kurze łapki” na twarzy. Ale Monika nawet wsuwała ze smakiem. W Chinach to największy przysmak, zajadają jak chipsy przed telewizorem. Jakby ktoś reflektował, służę przepisem. Jak już niczego nie będzie w sklepach, to może się przyda… ;)









... a Robi zaczął grać na gitarze




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz