Zapisek 69.
Dziś, czyli
trzynastego w piątek (marca) ogłoszono, że wszystkie szkoły w Chorwacji zostaną
zamknięte z powodu koronawirusa. I myślę, że to spowoduje prawdziwy wybuch
paniki (głównie w sklepach), podobnie jak to miało miejsce w Polsce. Oczywiście
o wirusie mówi się już od dawna, w Chorwacji jest teraz jakieś 30 przypadków, ale zamknięcie
szkół, odwołanie imprez, to sprawia, że zagrożenie staje się bardziej realne i
bliższe. Nasza szkoła nie działa już od dzisiaj, bo u jednego rodzica stwierdzono wirusa wczoraj. Nikogo to chyba nie zaskoczyło – w międzynarodowej
szkole ludzie podróżują z olbrzymią intensywnością i w sumie dziwię się, że tak
późno objawił się u nas ten pierwszy przypadek.
Dzieci od
poniedziałku będą się uczyć online, dziś było testowanie różnych aplikacji. Oczywiście
dzieciaki głównie do siebie dzwoniły i gadały, więc średnio widzę tę naukę, no
ale się okaże. Koło południa podano oficjalny komunikat o zamknięciu szkół w
Chorwacji, a kiedy dwie godziny później byłam w sklepie, pandemię było widać
wyraźnie na półkach. O dziwo, tu nie znika papier toaletowy (jak w
Polsce), ale za to wykupili wszystkie ciastka! No cóż, każdy kraj inaczej
szykuje się na koniec świata. Chorwaci muszą mieć coś do kawy, Polacy – do d... ;)
Ale tak
poważnie, to mam nadzieję, że te wszystkie działania naprawdę pozwolą spowolnić
i ostatecznie zatrzymać tego wirusa. Ciężko
mi się robi na myśl o najbliższych dwóch tygodniach, które z założenia powinniśmy
spędzić głównie w domu. A tymczasem pogoda coraz lepsza, życie towarzyskie aż
się prosi żeby kwitnąć, a co najważniejsze święta za pasem i chcielibyśmy je spędzić w Polsce!
Na osłodę
trochę zdjęć z tego, co się u nas działo w czasach sprzed zarazy.
Między innymi:
zorganizowaliśmy wspólne skakanie na skakankach w polskiej szkole w celu zbiórki
pieniędzy na leczenia Kacperka z Polski. Imprezowaliśmy wieczorami, kiedy
jeszcze było można. Robi i jego szkolna drużyna piłki nożnej wzięli udział w
pierwszym międzyszkolnym turnieju futsal (czyli piłki na hali). Włodek nie krył wzruszenia, choć przegrali z
kretesem😉 Byłam na warsztatach florystycznych, a moja moja chińska
koleżanka uczyła nas przyrządzać kurze łapki. Podobno mają mnóstwo kolagenu i z
kolei jedna z moich polskich koleżanek bardzo się na ten kolagen napaliła. Niestety,
ja nie byłam w stanie tego przełknąć. Już wolę mieć „kurze łapki” na twarzy. Ale
Monika nawet wsuwała ze smakiem. W Chinach to największy przysmak, zajadają jak
chipsy przed telewizorem. Jakby ktoś reflektował, służę przepisem. Jak już niczego
nie będzie w sklepach, to może się przyda… ;)
| ... a Robi zaczął grać na gitarze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz