Zapisek
11.
Zima zawitała do Zagrzebia, a wraz z nią śnieg i kiermasze adwentowe, i grzane wino zwane tu
kuhano vino. Całe centrum Zagrzebia jest pięknie rozświetlone świątecznymi
dekoracjami, wszędzie są budki z winem, jedzeniem (kiełbasa pod wszelkimi postaciami),
fritulami (czyli małymi pączkami). Gra muzyka, ludzie tańczą na ulicy, na
scenach są występy różniaste (wczoraj np. żołnierze śpiewali kolędy), jeździ
tramwaj prowadzony przez Św. Mikołaja albo dorożka, w środku miasta jest wielkie
lodowisko… Zagrzeb szczyci się, że już kilka razy wygrał ranking na najlepsze przedświąteczne
jarmarki. I wcale się nie dziwię. A w weekendy na ulicach są tłumy. Całe życie towarzyskie
się tu teraz koncentruje, nasze też. Tydzień temu zainaugurowaliśmy Adwent w
gronie znajomych Polaków (i jednego Francuza), co zmusiło nas w końcu do
znalezienia opiekunki dla Roba na wieczór. Anja okazała się miła i ładna, tak więc Robi od razu ją zaakceptował, a Włodek przez chwilę też chciał zrezygnować
z wyjścia i raczej zostać w domu 😉 Został wczoraj (niestety, tylko z synem), a ja kontynuowałam adwentowe imprezy, tym razem w ściśle damskim gronie. Atmosfera super, tylko strasznie zimno i nawet grzane
wino nie pomagało.
Wczoraj
jeszcze spadł pierwszy śnieg i zrobiło się ślicznie wokół. W mieście zdążył się
już co prawda rozpuścić, ale na szczęście Zagrzeb leży prawie w górach i im
wyżej, tym bardziej biało. Dziś pojechaliśmy na Sljeme (najwyższy szczyt w
okolicy) na sanki. Droga była cudna, jak w bajce o Królowej Śniegu. Pod samym
szczytem niestety się totalnie zakorkowała, co było tym dramatyczniejsze, że jest
jednokierunkowa. Chyba wszyscy się tu dziś wybrali, zamiast jak normalni ludzie
buszować w niedziele po centrach handlowych… Jako urodzeni szczęściarze już po
40 minutach(!) znaleźliśmy jednak miejsce do zaparkowania i Robi mógł wypróbować
świeżo zakupione sanki. Od dwóch lat nie mieliśmy prawdziwej zimy, więc to było
istne święto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz