wtorek, 17 marca 2020


Zapisek 71.
czas zarazy - dzień 2

Od wczoraj niewiele się zmieniło. Chorwacja ma 65 zarażonych, co w porównaniu z Polską (ponad 200) i resztą Europy wydaje się być niczym. Ale moim zdaniem chorych jest znacznie więcej, tylko nikt tego nie bada. Zresztą, i tak większość z nas ma się zarazić albo już jest zarażona, więc co za różnica.
Martwimy się oczywiście trochę o rodziców - jakby nie liczyć są w grupie ryzyka. My daleko, odcięci i kto ich tam dopilnuje teraz, żeby nie chodzili codziennie po świeże bułeczki albo do kościoła... ;) Ale wierze w rozsądek dziadków i że przynajmniej się ciepło ubierają:)
Bardziej niż ten wirus przeraża mnie widmo totalnej recesji, która nam grozi. To będzie jakiś dramat. Codziennie o tym gadamy i wizja katastrofy staje się coraz bardziej realna.
Ale tak szczerze, to najbardziej dręczy mnie od pewnego czasu pytanie, czy mój fryzjer będzie czynny za dwa tygodnie, jak będę już miała widoczne odrosty. Niby spoko, przecież nigdzie nie wychodzę to i nie muszę wyglądać, ale jak mąż to przyjmie, gdy w końcu się zorientuje, że nie jestem naturalną blondynką? 
Ten czas zarazy niesie ze sobą konsekwencje, z których jeszcze nie zdajemy sobie nawet sprawy. Dużo się naczytałam, że te kilka tygodni w domu skończy się dla wielu: 10 kilogramami na plusie, alkoholizmem, rozwodem, dziećmi oddanymi do adopcji itp. ;) Na razie Wlodek w pracy, bo centra handlowe (w tym Decathlon) ciągle działają, choć w skróconych godzinach. Robi się uczy pilnie, jeszcze nie skaczemy sobie do gardeł.
Patrząc na nasze zapasy i zważywszy odwołanie moich aktywności sportowych (fitnes, tenis, tańce), podjęłam natychmiastowe działania zaradcze. Mój awaryjny plan fit, to codziennie 30 min z Chodakowską i jogging rano (nienawidzę biegać) w dół i pod górę. Ci, którzy nas odwiedzili wiedzą, że mieszkamy na szczycie bardzo stromej ulicy i podbieg na nią to naprawdę wyczyn. Dziś drugi dzień, wbiegłam do połowy i szczerze - nie wiem czy jutro w ogóle wstanę, a co dopiero wyjdę biegać. To tyle w temacie moich pandemicznych postanowień.
Co do odwołanych zajęć, to korty tenisowe gdzie ja grywam, są zamknięte, a te gdzie Robi - wciąż czynne. Ta kwarantanna tutaj jest dość wybiórcza. 
Staramy się siedzieć w domu, ale bez przesady. Ja chodzę do sklepu, wczoraj popołudniu poszliśmy na rower. Pogoda piękna, ale na ulicach zdecydowanie mniej ludzi. W centrach handlowych puchy - jak donosi mąż z frontu.
Z pozytywów tej całej sytuacji, to ćwiczę swój chorwacki czytając newsy w necie. Podejrzewam, że większość z nas spędza teraz czas głównie śledząc wiadomości. Jak już się przebrnie przez wszystkie doniesienia, memy, statystyki, pamiętniki i rozważania z czasu kwarantanny, to naprawdę zostaje niewiele minut na wszystko inne i czas w odosobnieniu szybko mija. Nie wiem, jak kiedyś ludzkość sobie radziła z zarazami bez internetu i mediów społecznościowych ;)

wiosna w naszej dzielnicy 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz