Zapisek 71.
czas zarazy - dzień 2
Od wczoraj niewiele się zmieniło. Chorwacja ma
65 zarażonych, co w porównaniu z Polską (ponad 200) i resztą Europy wydaje się
być niczym. Ale moim zdaniem chorych jest znacznie więcej, tylko nikt tego nie
bada. Zresztą, i tak większość z nas ma się zarazić albo już jest zarażona, więc
co za różnica.
Martwimy się oczywiście trochę o rodziców -
jakby nie liczyć są w grupie ryzyka. My daleko, odcięci i kto ich tam dopilnuje
teraz, żeby nie chodzili codziennie po świeże bułeczki albo do kościoła... ;)
Ale wierze w rozsądek dziadków i że przynajmniej się ciepło ubierają:)
Bardziej niż ten wirus przeraża mnie widmo
totalnej recesji, która nam grozi. To będzie jakiś dramat. Codziennie o tym
gadamy i wizja katastrofy staje się coraz bardziej realna.
Ale tak szczerze, to najbardziej dręczy mnie od
pewnego czasu pytanie, czy mój fryzjer będzie czynny za dwa tygodnie, jak będę
już miała widoczne odrosty. Niby spoko, przecież nigdzie nie wychodzę to i nie
muszę wyglądać, ale jak mąż to przyjmie, gdy w końcu się zorientuje, że nie
jestem naturalną blondynką?
Ten czas zarazy niesie ze sobą konsekwencje, z
których jeszcze nie zdajemy sobie nawet sprawy. Dużo się naczytałam, że te
kilka tygodni w domu skończy się dla wielu: 10 kilogramami na plusie,
alkoholizmem, rozwodem, dziećmi oddanymi do adopcji itp. ;) Na razie Wlodek w
pracy, bo centra handlowe (w tym Decathlon) ciągle działają, choć w skróconych
godzinach. Robi się uczy pilnie, jeszcze nie skaczemy sobie do gardeł.
Patrząc na nasze zapasy i zważywszy odwołanie
moich aktywności sportowych (fitnes, tenis, tańce), podjęłam natychmiastowe
działania zaradcze. Mój awaryjny plan fit, to codziennie 30 min z Chodakowską i
jogging rano (nienawidzę biegać) w dół i pod górę. Ci, którzy nas odwiedzili
wiedzą, że mieszkamy na szczycie bardzo stromej ulicy i podbieg na nią to
naprawdę wyczyn. Dziś drugi dzień, wbiegłam do połowy i szczerze - nie wiem czy
jutro w ogóle wstanę, a co dopiero wyjdę biegać. To tyle w temacie moich
pandemicznych postanowień.
Co do odwołanych zajęć, to korty tenisowe gdzie
ja grywam, są zamknięte, a te gdzie Robi - wciąż czynne. Ta kwarantanna tutaj
jest dość wybiórcza.
Staramy się siedzieć w domu, ale bez przesady.
Ja chodzę do sklepu, wczoraj popołudniu poszliśmy na rower. Pogoda piękna, ale
na ulicach zdecydowanie mniej ludzi. W centrach handlowych puchy - jak donosi
mąż z frontu.
Z pozytywów tej całej sytuacji, to ćwiczę swój
chorwacki czytając newsy w necie. Podejrzewam, że większość z nas spędza teraz
czas głównie śledząc wiadomości. Jak już się przebrnie przez wszystkie
doniesienia, memy, statystyki, pamiętniki i rozważania z czasu kwarantanny, to
naprawdę zostaje niewiele minut na wszystko inne i czas w odosobnieniu szybko
mija. Nie wiem, jak kiedyś ludzkość sobie radziła z zarazami bez internetu i
mediów społecznościowych ;)
wiosna w naszej dzielnicy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz