środa, 8 kwietnia 2020


Zapisek 93.
czas zarazy – dzień 24

Powinnam coś wreszcie napisać, bo powiecie, że się lenię. Ale jest to prawda niestety. Nasz harmonogram dnia doprowadziliśmy już do takiej perfekcji, że wszystko śmiga jak mój fiacik i zostaje całkiem sporo czasu na tryb próżniaczy. Tak z ręką na sercu, coraz bardziej lubimy tę wymuszoną izolację. Może dlatego, że po prostu lubimy swoje towarzystwo?
Nie wyobrażam sobie, jak to znoszą tzw. toksyczne związki. Albo jakieś bardzo nerwowe pary. Albo bardzo znudzone, albo ospałe (mogą się już nie obudzić po takiej dawce), albo zwyczajnie upierdliwe. Tak, w dzisiejszych czasach trzeba wiedzieć, z kim się dobrać na kwarantannę ;)
Żyjemy więc sobie spokojnie i powolutku. Ja mam coraz większe odrosty, Włodek coraz mniej waży. Może powinnam pomyśleć o stworzeniu poradnika „Kuchnia w czasach zarazy”? Jak tak dalej pójdzie, to po kwarantannie wyskoczymy z domu gibcy i wiotcy. Ale uwaga - nadchodzą święta! To będzie czas próby. Kończy mi się szlaban na słodycze, a rodzina - zachęcona ostatnimi sukcesami - domaga się wypieków.
Tymczasem wypieków dostaję na twarzy, kiedy zaczynam śledzić newsy z kraju i ze świata oraz czytać prognozy na nadchodzące miesiące, a nawet lata. Wtedy nad naszą małą odizolowaną stabilizację nadciągają czarne chmury przemyśleń i obaw. I znów pojawia się dręcząca myśl, czy to się dzieje naprawdę?



Robi miał  za zadanie stworzyć "żywy obraz"
zainspirowany jakimś znanym dziełem.
To jest "Krzyk", jakby ktoś miał wątpliwości
i idealnie nawiązuje do rzeczywistości :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz