Zapisek 93.
czas zarazy – dzień 24
Powinnam coś wreszcie napisać, bo powiecie, że
się lenię. Ale jest to prawda niestety. Nasz harmonogram dnia doprowadziliśmy
już do takiej perfekcji, że wszystko śmiga jak mój fiacik i zostaje całkiem
sporo czasu na tryb próżniaczy. Tak z ręką na sercu, coraz bardziej lubimy tę
wymuszoną izolację. Może dlatego, że po prostu lubimy swoje towarzystwo?
Nie wyobrażam sobie, jak to znoszą tzw.
toksyczne związki. Albo jakieś bardzo nerwowe pary. Albo bardzo znudzone, albo
ospałe (mogą się już nie obudzić po takiej dawce), albo zwyczajnie upierdliwe.
Tak, w dzisiejszych czasach trzeba wiedzieć, z kim się dobrać na kwarantannę ;)
Żyjemy więc sobie spokojnie i powolutku. Ja mam coraz większe
odrosty, Włodek coraz mniej waży. Może powinnam pomyśleć o stworzeniu
poradnika „Kuchnia w czasach zarazy”? Jak tak dalej pójdzie, to po kwarantannie
wyskoczymy z domu gibcy i wiotcy. Ale uwaga - nadchodzą święta! To będzie czas
próby. Kończy mi się szlaban na słodycze, a rodzina - zachęcona ostatnimi
sukcesami - domaga się wypieków.
Tymczasem wypieków dostaję na twarzy, kiedy
zaczynam śledzić newsy z kraju i ze świata oraz czytać prognozy na nadchodzące
miesiące, a nawet lata. Wtedy nad naszą małą odizolowaną stabilizację
nadciągają czarne chmury przemyśleń i obaw. I znów pojawia się dręcząca myśl,
czy to się dzieje naprawdę?
![]() |
Robi miał za zadanie stworzyć "żywy obraz" zainspirowany jakimś znanym dziełem. To jest "Krzyk", jakby ktoś miał wątpliwości i idealnie nawiązuje do rzeczywistości :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz