Zapisek 56.
A my
tymczasem już od połowy sierpnia w Chorwacji. Zaczął się trzeci rok naszej
bytności tutaj i prawdopodobnie też ostatni. Robi jest w czwartej klasie, ale
poza tym nic się nie zmieniło, nawet pani ta sama, więc ledwo zauważył, że
wakacje się skończyły. Dalej głównie gra w piłkę. Ach, mieć taką szkołę! Ileż
traum i stresów mniej!
Dziś
zaczęło równo lać, więc lato jakby definitywnie się jednak kończy… Ale żeby nie
było tak smętnie, proponuję szybki wgląd w nasze trzy ostatnie weekendy, które
spędzaliśmy konsekwentnie nad morzem. Uwielbiam lokalizację Zagrzebia –
wszędzie blisko!
Najpierw
był Pag, konkretnie Novalja. Trafiliśmy tam z przyczyn towarzyskich – byli
znajomi z Polski i koledzy Roba ze szkoły. Więc było fajnie, ale ogólnie
Novalja to taka jedna wielka imprezownia, oblegana przez młodych Włochów
głównie. Jest tu słynna plaża Zrće, gdzie są cztery wielkie kluby i imprezy
trwają od zmierzchu do świtu. Dzięki temu w dzień, tak do 14.00, jest w miarę
pusto na plażach i na mieście. Poza tym Pag nie jest jakoś spektakularnie
piękny, mało tu zieleni, ale są takie ciekawostki, jak np. fabryka słynnych
paszkich serów, najstarsze drzewka oliwne świata albo muzeum koronek. Także
zajrzeć zawsze warto.
Kolejny
weekend spędziliśmy na wyspie Krk. Świetna destynacja na krótki wypad z
Zagrzebia, bo raptem jakieś 2 godziny drogi i jest most, więc nie trzeba się
martwić promem. Na Krku mieszkaliśmy w Malinskiej, w uroczym apartamencie z
widokiem na morze, tuż przy plaży. Było tak jakby luksusowo i miło bardzo. Sama
wyspa też całkiem całkiem, zasiedlona chyba głównie vikendicami Zagrzebian
(czyli letnimi domami na weekendy i wakacje). Z ładniejszych miejscowości tutaj
warto wspomnieć Krk i Vrbnik, nie wnikając, skąd ta niechęć lokalesów do
samogłosek 😉
Na przełom
sierpnia i września wybraliśmy natomiast Lošinj i od
razu dodam, że to moja kolejna
najpiękniejsza wyspa Chorwacji. Ma kapitalny kształt, a co za tym idzie niesamowitą
linię brzegową, pełną zatoczek i urwisk, obrośniętą piniowymi lasami i kuszącą
szmaragdową wodą. Dwie główne miejscowości, to Mali Lošinj i Veli Lošinj, przy
czym przewrotnie Mali jest duży, a Veli - mały. Tym razem mieszkaliśmy w hotelu, a nie jak zwykle tutaj w apartamentach. Hotel
Aurora – choć moloch i trochę oldskulowy, okazał się jednak świetnym wyborem.
Pięknie położony na zboczu, obejmował przynależącymi doń terenami chyba z pół
wyspy, więc wszędzie czuliśmy się jak u siebie. Dookoła skaliste plaże, las,
ale też zatoczka z plażą taką bardziej wypłaszczoną, idealną dla dzieci. Korty,
basen, muzyka na żywo i mały pociąg do
miasta, jeśli komuś się znudziła hotelowa rutyna. Szkoda, że to był tylko weekend.
Zdecydowanie kiedyś tu jeszcze wrócimy!
Pag
Krk
 |
ten koszmarek, to ulubiona nadmorska atrakcja Roba |
 |
okazuje się, że nasz kot Minka, też ma vikendicę na Krku |
 |
sponsorem wyjazdu był Decathlon |